Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


wtorek, 8 lutego 2011

Prawiczka.net

Kiedy słyszę głos zanim jeszcze podniosę słuchawkę, wiem, że dzwoni mój krewki przyjaciel Maurycy.
Wypycham wtedy progeniturę z pokoju i dla wejścia w nastrój przypominam sobie pośpiesznie, jakich to nowych uprzedzeń się nabawiłem.

- No i co, narobili w portki! - wydarł się dzisiaj Maurycy.
- Jak zwykle - odpowiedziałem rutynowo.
Żeby zyskać na czasie i spokojnie przełknąć ostatni kawałek koziego rocamadour, zapytałem jednak, o kogo mu chodzi. Dla pewności.

Chodziło o Prawicę.net - "portal publicystyczny, informacyjny i dyskusyjny", mający reprezentować, "opinie polskiej prawicy". Nie muszę dorzucać, że jeśli wspinałem się tam na stołek swojego konta i wygłaszałem różne opinie, to dlatego, że ten właśnie cytat mnie zwiódł.
Gdyby chociaż sprowadziła mnie na skały jakaś politycznie piękna i jędrna Lorelei...
Tymczasem zaraz po ósmej rano poczta elektroniczna przyniosła mi eleganckie w formie pismo, o treści jakby urzędowej:
Rozpuszczalnik,
Konto użytkownika PN - Rozpuszczalnik - zostało zablokowane.
Administrator PN
Z dopiskiem:
P.S. Pytania proszę kierować na adres admin@prawica.net
No to dla zwięzłości wysłałem potrójny, dobrze odżywiony znak zapytania.
Po czym zająłem się innymi sprawami, dając "Administratorowi PN" szansę powrotu na powierzchnię, po której pływają w swoich kajakach ludzie dobrze wychowani.

Wypada, żebym poinformował czytelnika blogu "Dzwoni do mnie Maurycy", co mogło wydarzyć się w ciągu ostatnich godzin w życiu Administratora PN, oraz co wydarzyło się w moim.

Otóż wczoraj, w poniedziałek 7 lutego 2011 r., napisałem i wystawiłem na światło dzienne tekst "Kto teraz odważy się schylić po mydło?".
Następnie - co mam ostatnio w zwyczaju - opublikowałem artykuł na stronie Prawica.net, w rubryce "Blog" i przez parę godzin tam zaglądałem, żeby się odnieść do ewentualnych komentarzy.
Przypominam, że temat dotyczył prawnych wyczynów dwojga reprezentantów HP (Homoseksualizmu Polskiego), reprentowanych przez radcę prawnego Jacka Ś.
Dosyć prędko liczba czytelników zbliżyła się do czterystu, a z gromady wyłonili się dwaj odważni i zdeterminowani dyskutanci, którzy szerokim łukiem ominęli temat i zabrali się za moją osobę.

Wyznam, że od razu poczułem się w okopach naszej bojowej i zjednoczonej prawicy. Jestem pewien, że Czytelnik nie będzie miał problemu z identyfikacją zapachu, w którym przeważa piżmo, czyli "wydzielina z gruczołów kołoodbytniczych piżmowca", która "po rozpuszczeniu w roztworze alkoholowym nabiera zmysłowego zwierzęcego aromatu".
Jednemu z polemistów nie podobało się moje "samouwielbienie", a drugiemu "wulgaryzmy" Maurycego. Nie wiem, czy moje wyjaśnienia coś dały, bo z racji znalezienia się poza murami portalu, efektu sprawdzić nie mogłem.

Wracam do telefonu.

- Wyjaśnień nie ma trzydziestu pięciu - uporządkował śledztwo Maurycy. - Albo administrator, albo właściciel strony jest pede.
- Maurycy - westchnąłem - jest jeszcze wiele innych hipotez. Być może kancelaria "Vibrator i Spółka" zadzwoniła z pogróżkami i przerażony administrator chciał mnie uratować przed twierdzą, a siebie przed kamieniołami.
- Gówno prawda - odrzucił pomysł Maurycy. - Taki durny, to on nie jest.
- A może - postanowiłem lewitować nad innymi możliwościami, nie omijając okrutnych - a może administrator jest pobożny? Może ślubował czystość za całą Prawicę.net i woła o sole trzeźwiące, kiedy ktoś powie "psiakrew"? A może uważa, że prawicowiec powinien być układny, jakiś taki rozrzedzony...
- ...jak sraczka niemowlęcia zrobionego in vitro - nie powstrzymał się Maurycy.
Udałem, że nie słyszę.

Trzęsło mnie od tych forumowych herosów, którzy nie żałowali kalorii na wzajemne przysrywania... ale kiedy pojawił się temat politycznie niepoprawny, przemykali tchórzliwie, z postawionymi kołnierzami, ukryci w cieniu kapeluszy. Za to, ilekroć temat był "bezpieczny", arena wypełniała się erudytami, każdy z metką Wikipedia.

- Coś mi się wydaje - zauważył Maurycy, jak na złość bez jednego brzydkiego wyrazu - że popularności na tym portalu, to ty już mieć nie będziesz.
- Ale to jest wszystko, co ja dla nich jeszcze mogę zrobić - wrzasnąłem. - Jeśli lemingi zgadzają się na cenzurę obyczajową marki PRL, to niech przynajmniej czegoś się o sobie dowiedzą.
- Nie powiesz mi, że nie ma tam mądrych ludzi i wartościowych pisarzy! - fuknął Maurycy.
- Są. Niektórzy wręcz znakomici. Ale... Maurycy, czy myśmy się przypadkiem nie zamienili, kurwa, rolami? - zdenerwowałem się na pokaz.
- Sprowokowałem cię, żebyś skanalizował emocje. Kto lubi jechać na Sybirek?!
- No to do jutra - zmiękczyłem głos. - Co pijesz?
- Macallan'a. - Ale z umiarem, jak nakazywał ksiądz prefekt.

Aż nagle Maurycy coś sobie przypomniał:
- Rozpuszczalnik, a pamiętasz ty doktora Świętoszka?
- Jasne - przeszukałem bazę danych. - Chirurg. Czasem zapominał się i łaził z rozpiętym rozporkiem.
- He he - ucieszył się Maurycy - on się nigdy nie zapominał. Już prawie na katafalku leżał, jak wyznał, że tak nie lubił swojego nazwiska, że wolał, żeby ludzie o nim mówili świnia niż świętoszek.
Tymczasem świnią Świętoszek nie był. Od biednego koperty nie wziął.

A na koniec przyszło mi do głowy łacińskie Sic transit gloria mundi.
Jak krótka potrafi być droga od Prawica.net do Prawiczka.net.
Wylecieć - to czasem robi dobrze na oczy.