Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


środa, 10 lutego 2010

Z pamiętnika wikarego (1)




Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy i doszło do dialogu.

- Czy ty wiesz, co ja mam w ręku? – pyta Maurycy.
- A gdzie masz rękę? – odpowiadam ostrożnie pytaniem.
- Kurwa, no nie tam, gdzie Puszkin nogę stołową – nawiązuje do pewnej anegdoty Maurycy.
- Niech będzie – mówię – no, to co masz w ręku?
- Notes z napisem "Pamiętnik wikarego".
- Ooo – przedłużyłem "O", że dać pełniejszy wyraz zaciekawieniu. – Czyżbyś zaczął odwiedzać zakrystie?
- Córunia dała mi poczytać. Jej najbliższa koleżanka ma młodego wikarego w rodzinie i podwędziła mu pamiętnik, żeby się pośmiać.
- I co? Ciekawy?
- Stary, ja ci tylko przeczytam coś ze strony drugiej i trochę z trzeciej.
- Wal ! – przygotowałem sobie krzesło.
- E-e-e-e, e-e-e-e – słuchałem przez chwilę pozycjonowania kursora, aż lektura zaczęła się i nabrała płynności:
3 wrzesień (idzie jesień) Postanowiłem dodawać do każdej daty jakąś pouczającą rymowankę. Jak będzie luty, to napiszę "1 luty (podkuj buty)" a później na przykład "15 luty (nie chodź na skróty), 16 luty (gdzie są mamuty ?)". Luty nie jest łatwy i boję się, że na mamutach skończę.

Na plebanię przyszło dwóch łysych, w tym jeden z bejsbolem. Pewnie go noga boli, to się podpiera. Chcieli, żeby w kościele była tablica ku czci Franka. Nie wiem, kto to był Franek, ale ten jeden tak machał bejsbolem, że ksiądz proboszcz Ż. się zgodził. Ma być marmur i złoty napis "FRANEK 1989 - 2009".
4 wrzesień (czas uniesień) To jest euforyzujące – pierwsza parafia, pierwsze miesiące pracy, pierwszy proboszcz. Nasz kościół jest piękny i nowy. Gdzie jednak nie ma malkontentów – jedna wierna skarży się, że dla niej na wszystkich stacjach Drogi Krzyżowej jest ten sam bohomaz. Nie zna się biedna na sztuce współczesnej. Tymczasem artysta był ze stolicy, a w dodatku wszystko ponumerował. Tak żeby było widać.
- Maurycy – przerwałem lekturę – jesteś pewien, że to pisał wikary?
- Wszystko się zgadza. Jadę dalej, bo zaraz będzie o mnie, hehe.

5 wrzesień (co tu wzniesień !) Wezwałem matkę jednej z uczennic, która się na lekcjach religii kręci. Mówię do niej, niech pani spocznie, a ona do mnie, cytuję "Ślepy, czy co, kurwa?". Patrzę, a to ojciec. Bardzo kolokwialny. "Żona Husia robi bigos, to ja przyszedłem. Maurycy jestem." Pytam go, co znaczyło słowo kurwa, a on zaczął się wywyższać, że to po łacinie. Łacinę w seminarium zlikwidowali, to się tylko ucieszyłem, że nie było po grecku. Bo grekę zlikwidowali jeszcze dawniej . Maurycy obiecał, że córce natrze i poszedł. Uszu natrze. Sympatyczny.


6 wrzesień (mało zalesień) W naszym kościele jest bardzo dużo tablic i trzy sarkofagi. Największy sarkofag jest przemysłowca, który ufundował ołtarz w bocznej nawie, a który był wcześniej pierwszym sekretarzem w powiecie. To on załatwił kamień na budowę kościoła. Drugi sarkofag z rzędu jest jego żony, która jeszcze żyje i kieruje produkcją, a trzeci – poety, który wrócił ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i po powrocie zaczął kochać Polskę, a zaraz po tym zszedł. Wszystkich tablic nie wymienię, ale jest taka na przykład "Mgr Kuba Stefków z żoną, magister farmacji, zasłużony dla regionu, Pokój jej pamięci." Nie wiem dlaczego "jej pamięci", a nie jego, ale to nie moja sprawa.
Przyszedł dzisiaj wierny w turbanie i mówi, że jako mufti z miasta wojewódzkiego, chce ufundować tablicę na cześć Alego bin Nasredina, bo w meczecie tablicy przyczepić nie można, a gdzieś trzeba. Kto to był Ali bin Nasredin, zapytał ksiądz proboszcz, ale mufti wyciągnął 10 tysięcy dolarów na ofiarę żeby było ekumenicznie. Chyba się zgodzimy.


7 wrzesień (idzie jesień) Rymów mi brakuje, to zacząłem od początku. Dzisiaj przyszedł ekumeniczny rabin z przewodniczącym gminy, panem Staubem. Tak samo, jak mufti, powiedzieli, że w bóżnicy tablic wieszać nie można, "a gdzieś trzeba" i pokazali czek na 15 tysięcy dolarów. Jak ekumenicznie, to dobrze, zgodził się ksiądz proboszcz. A co ma być na tablicy, zapytał. Ma być po hebrajsku, odpowiedział enigmatycznie przewodniczący gminy. Ale co ma być na tablicy po polsku, chciał dla porządku wiedzieć ksiądz proboszcz. Ujś, powiedział pan rabin ekumeniczny, to ma być na cześć tego, jak on tam, Jan Tomasz Wydrwigross. Chyba nie chodzi o Jana Tomasza Grossa? – wykrzyknął ksiądz proboszcz. Jeszcze gorzej, zapewnił go pan rabin ekumeniczny. Ale to obstaluje Nowy Jork.
8 wrzesień (idzie jesień) Nie mogę sobie przypomnieć, jaki był następny rym po jesieni, to ...

- Dobra, Maurycy, chwilowo wystarczy – przypomniałem sobie, że muszę coś zjeść. – Zarejestrowałem wszystko i opublikuję. Będzie to ciekawy wkład do dyskusji na temat wprowadzania kolorowej współczesności do kościołów.

Chciałem jeszcze zapytać Maurycego, jak udał się 5 września bigos, ale po drugiej stronie nie było już nikogo.
Fakt, przerwałem Maurycemu, a on tego bardzo nie lubi i potrafi to pokazać.
Wiem, że nie obraził się na długo.
Ale dzisiaj już chyba nie zadzwoni.
R.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Kościół i jego ściany



Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy. Ściśle biorąc, zadzwonił i … nic.
- Albo jego telefon z tarczą obrotową się popsuł – pomyślałem – albo dzieci się bawią.
- Gustloff ! – słyszę nagle.
- Wiem – mówię. – Zatonął. Raczej dawno.
- Nie w tym rzecz – zdenerwowała się słuchawka.
- Na fiordy już nie popłynie – jąłem obstawać przy swoim.
- A o redemptorystach z kościoła pod podwójnym wezwaniem w Gdyni ty słyszał?
- Słyszał – wszedłem w styl.
- To dobrze, że nie mam jakiegoś redempterodaktyla pod ręką – bulgotało w gardle Maurycego.
- Maurycy – jąłem lać oliwę na pierwsze fale – cały kraj huczy od tego, nie mówiąc o wyciu dziennikarza z Dziennika Zachodniego, który co słowo, to albo łże albo przesadza. Każdy zaklina się na swoją "prawdę i tylko prawdę", i każdy ma trochę racji. Faktem jest jednak, że to Niemcy rozpętały tę cholerną wojnę i to Niemcy ponoszą odpowiedzialność za śmierć milionów ludzi, w tym własnych obywateli. Kto policzy wszystkie statki storpedowane przez U-Booty w czasie dwu wojen światowych i cywili zabitych w czasie ucieczek przez Stukasy we wszystkich krajach Europy. Trudno wymagać od ruskich, żeby trzymali się peryskopu i sprawdzali papiery pasażerów statku, a zwłaszcza okrętu transportowego pod banderą wojenną..
- Ale ja nie o tym mówię! – wrzasnął Maurycy.
Przyznam, że nieco zdurniałem.
- Czyżbyś podzielał moje zdanie – zacząłem dywagować – że w gruncie rzeczy dzieci dzieciom i baby babom równe? Niemieckie – naszym, nasze – ruskim, i tak dalej? Że winna jest przede wszystkim przeklęta wojna, i że dlatego, mimo wszystko, na niemieckiej szalce wstępnie spoczywa niezły ciężarek?
- Kurwa! – nie zamierzał gasić ognia pod swoim wzburzeniem przyjaciel. – Czy ty mi dasz dojść do słowa?
Postanowiłem dać mu dojść do słowa.
Między innymi z obawy, że po szrapnelu "kurwa" może nadlecieć prawdziwy Tomahawk.
- Oui ? – wydelikaciłem się po francusku.
- Zgodzisz się – zsunął się na pojednawczy ton Maurycy – że gdyby Niemcy, z Polski czy z Niemiec, wystawili sobie tę i jeszcze sto podobnych tablic na jakimś domu, w parku, na plaży czy nawet w porcie, to nie byłoby żadnej sprawy?
- Byleby tylko nie finansował tego Urząd Miejski – dorzuciłem klauzulę.
- To powiedz mi – zaczął z powrotem wznosić głos Maurycy – czy kościoły są od tablic? Zwłaszcza tablic o ewidentnym zabarwieniu politycznym?
Zaczynało mi świtać, o co chodzi Maurycemu. Klucz w zamku zaczynał się kręcić.
A Maurycy kontynuował:
- Zawsze myślałem, że kościół, jako budynek, to miejsce gdzie jest tabernaculum i gdzie ludzie zbierają się na modlitwę i mszę. A nie cmentarz czy targowisko próżności! Ani plac defilad!
(Już w tej fazie powinienem dorzucać wykrzykników, ale ograniczę się do ostrzeżenia – powinno ich być dużo, i coraz więcej!)
- Patrz, czego nie ma w kościołach: poczty, sztandary, tablice, tabliczki, pomniki, pomniczki, rzeźby, płaskorzeźby, sarkofagi, trupy wyschłe, zaschłe i świeże – wszystko to w miejscu, w którym powinien być Bóg Żywy i przyszłość, skupienie, modlitwa i marzenie. A tu trupy i pieniądze...
- Memento mori – spróbowałem na wszelki wypadek. – "Pamiętaj na śmierć". Czyż śmierć nie jest etapem w drodze do życia wiecznego? Czyż …
- Jest! – zagrzmiał telefon. – Ale w tych kościołach jest pełno śmierci za pieniądze. Jeśli w żadnym kościele nie ma grobu chłopa pańszczyźnianego, który przeżył życie jak prawdziwy święty, to ma nie być sarkofagu księżnej, która miała stu kochanków i zdechła z przejedzenia. Ani żadnych tablic pamiątkowych, bo na to są inne miejsca. I to takie, gdzie pod okiem policji zainteresowane strony będą sobie mogły wybijać zęby spokojnie i z precyzją!

Zacząłem intensywnie milczeć. Przygotowany na ten punkt widzenia raczej byłem. Wyznam, że nie lubię tradycji porcjowania świętych i wystawiania na widok publiczny ich szczątków w postaci relikwi. Jakby nie wystarczyły ewentualnie puste relikwiarze z karteczkami, o których świętych chodzi!

- Maurycy – zacząłem.
I skończyłem. Po drugiej stronie nie było nikogo.
Wypadało docenić gest.
Mój krewki przyjaciel miał z pewnością jeszcze wiele do powiedzenia, ale musiał się bać o moje uszy, moje nerwy i mój sen.
Jeśli tak, to i ja zaniepokoję się stanem nerwów i perspektywą snu Czytelnika, i pójdę się czegoś napić.
Jeśli jednak Maurycy zadzwoni od nowa, to nie będę miał wyboru i wrócę.

R.