Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


niedziela, 11 listopada 2012

Zredukowane uzębienie antify

Mniej więcej w południe siedziałem sobie w zadumie nad powagą sytuacji. Oto jest niedziela, 11 listopada, i wiem, że siły międzynarodowego humanizmu jeszcze raz wystąpią przeciwko odradzającemu się faszyzmowi, który, jak to ocenia nr 1 intelektu galaktycznego, Kazimiera Szczuka, już prześladuje ludzi chociaż "przeciętnego obywatela to jeszcze nie boli".

Spoczywam tak na siedzeniu nie bez poczucia wstydu - bo kiedy ja tak wciąż będę pozostawał w bezruchu, oni nie zawahają się dać z siebie wszystko. Głównie dla nowojorskiej lewicy bankowej, ale nie tylko - w kraju jest też co robić i zarobić.


 
Kto chce, niech zerknie w ich jasne oblicza, przemawiające swoją otwartością z fotografii. Swoją uczciwością czystą jak woda z socjalistycznej cukrowni. 
A kiedy już napatrzy się na fotografię, niech amator przeniesie wzrok na plakat tak zwanego Marszu Niepodległości i pozwoli wciągnąć nozdrzom odór faszyzmu. Faszyzmu w jego skrajnej postaci, znanej czytelnikom Gazety Wyborczej jako "patriotyzm".
 
 

Już miałem sięgnąć po kwadratową butelkę, kiedy zadzwoniło. Hardo i twardo.
- Cześć Maurycy - wystartowałem, żeby nie dać krewkiemu przyjacielowi okazji do lekceważenia mojej osoby przez brak najmniejszego pytania o to, jak mi leci i czy moja żona dobrze dzisiaj spała.
- To ja, Husia - usłyszałem.
Pomyliłem się więc tylko co do osoby.
- Miło cię słyszeć - zadeklarowałem bez radosnego wykrzyknika na końcu. - Wszystko w porządku?
- Niezupełnie.
- Nie mów! - zainteresowałem się szczegółowiej i jąłem manipulować butelką ze świadomością, że zagęszczona rzeczywistość poważnie mi to za chwilę utrudni.
- On córeczki nastawia przeciw babci, a babci wybił zęby.

Czytelnikowi, który dostał się na mój blog ostatnio, muszę wyjaśnić o kogo chodzi. A chodzi o teściową Maurycego, nazywaną przez niego pieszczotliwie Jebcią. Niewiasta owa tak się w 68 roku przejęła postacią i myślą Daniela Cohn-Bendita, że najpierw zafundowała Husi nieznanego ojca, a potem, po porodzie w jakimś stadzie hipisów, straciła dla niej zainteresowanie. Zainteresowanie to odzyskała dopiero po latach, kiedy wychowana u Sióstr Bosych Husia była już od kilku lat żoną Maurycego, a po podwórku biegały dwie latorośle płci żeńskiej. 
Teraz, kiedy dziewczynki podrosły, babcia dzieli czas między chaotyczne zygzaki seksualne, działalność feministyczną, udział w antifach, łażenie po ulicach ilekroć łazi Seweryn Blumsztajn, lekturę Tygodnika Powszechnego, a psucie dziewczynek lekturą żywota św.Jana-Tomasza Grossa i jego dzieł.

Że Maurycy nastawia córeczki przeciw starej dżumie (ciekawe, nawet nie wiem, jak ona ma na imię), to mnie nie zdziwiło - natychmiast więc odniosłem się do informacji o wyższej intensywności dramatycznej.
- Wybił Jebci, pardon, babci zęby?
- Dwa albo trzy - wyszlochała Husia.
- Daj mi tę słuchawkę - usłyszałem głos Maurycego w akompaniamencie dźwięku, jaki mógłby pochodzić z imponującego stanika kobiety spłakanej i maltretowanej.
- Podobno wybiłeś zęby Marii Czuba... - raz jeszcze podjąłem nieprzytomną próbę uprzedzenia braku pytań grzecznościowych.
W dodatku z lapsusem, za który musiałbym Marię Cz. przeprosić, gdybym nieodpowiedzialnie dokończył jej nazwiska.
- Słuchaj stary - rozpoczął nadawanie Maurycy - ja tu rano widzę na internecie jakieś pierdolenie w bambus; już myślałem, że to Kuba, a to Kazimiera, no ta-jak-jej-tam, kiedy słyszę, jak stara namawia moje dziewuchy na antifę. Sama już w koszulce z pokreśloną swastyką i jakimś ścierwem w rodzaju Guevary. Jak ponownie otworzyła japę, stwierdziłem, że jej szczęka jeszcze pływa na nocnym stoliku.
- O kurwa! - zacząłem radosne zgadywanie w narzeczu przyjaciela.
- Tak jest - podchwycił Maurycy. - Poleciałem do jej pokoju, zrzuciłem buta i przyjebałem w szklankę. Nie zdążyłem policzyć pustych zębodołów, bo stara rozdarła się, jakby ją ktoś pomówił o cnotę i poleciała na policję.
- Pewnie ją wyśmiali.
- W każdym razie kibitka na Sybir po mnie nie zajechała. Ale lepiej - widziałem potem w tv, już nie pamiętam w której, jak Jebula wyła do kamery, "że ją pobiła narodowa bojówka".
- Że ja to przegapiłem!
- Mam coś jednak dla ciebie. Wystukałem w guglu "femme moche édentée" i znalazłem to, co ci właśnie wysyłam. Jeden w jeden. Nie dam tylko głowy za liczbę siekaczy.

"No to nara" jeszcze usłyszałem i dźwięki przestały się ze słuchawki sypać.
Zakłębiło mi się w głowie. Maurycy imponował mi od dawna jako ktoś zdolny zrobić rzeczy słuszne bez względu na konsekwencje. Ja sam może bym się nieraz zatrzymał i zastanowił. A faktem jest, że medytacja nie zawsze dobrze robi, gdy sprawa jest oczywista.










Przyjrzałem się "fotografii" Jebci i zrobiło mi się lepiej.
Nawet, jeśli jej niekompletne uzębienie zostanie przez reżimową telewizję użyte przeciw ludziom uczciwym.
Tak już jest, że poddajemy się czasem emocji, a rachunek wystawiamy prawdzie.

Zdecydowałem się wznieść toast za sprawiedliwość.
I wzniosłem.