Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


środa, 16 listopada 2011

Chodzi lisek koło drogi oraz próba odpowiedzi na pytanie, czy klapa Kazimiery Szczuki ma zamek


Aby nie zajmować się więcej stale rozwartymi wargami telewizyjnej muzy Szczuki Kazimiery, odpowiem na tytułowe pytanie negatywnie. Jeszcze nikomu nie udało się zamknąć tej kobitki przez jakąkolwiek formę tradycyjnego Shut up woman!
Jeśli ktoś skonstatował minutową choćby nieaktywność jej strun głosowych, niech sobie wypisze i podpisze w moim imieniu dyplom. Ja tymczasem wrócę do spraw poważniejszych.

Chodzi lisek koło drogi
Cichuteńko stawia nogi,
Cichuteńko się zakrada,
Nic nikomu nie powiada.


Wygląda na to, że program Tomasza Lisa, dotyczący Marszu Niepodległości 2011, oglądał nie tylko Maurycy, ale i Jurek Wkurzak, znajomość Maurycego "jeszcze z wojska".

Maurycy ma zasłużoną opinię osobnika nie przebierajacego w słowach, ale Wkurzak przebiera jeszcze mniej, i to w słowniku nie przekraczającym 200 słów. Miałem się co do tego przekonać po tym, jak TVP POLONIA ukazała Lisową audycję.

Niecierpliwość dzwonka telefonu dała się wyjaśnić już po pierwszych zdaniach Maurycego, któremu żadne formuły grzecznościowe jak zwykle nie przyszły ani do głowy ani do ust.
Nigdy, bądź prawie nigdy nie tłumaczę wyrażeń Maurycego na eufemizmy, ale wobec Wkurzaka żadnych zobowiązań nie mam, więc nadam jego wypowiedzi formę przyjętą w domu z palmą i pianinem:
- Jurek Wkurzak - rozdarł się do słuchawki Maurycy - utrzymuje, że trzeba być złamanym penisem, żeby zapraszać do studia niezbyt rozgarnięty żeński organ płciowy z metką Szczuka, oraz jakiegoś końskiego członka sterczącego z kutzyka, po którym od lat łażą muchy i wreszcie kompletnie niezorientowanego w sprawie cyrkowca.
Wypadało zareagować. Choćby przez szacunek dla przyjaciela (Czytelnik zdaje sobie sprawę, że na żywo wciąż miałem do czynienia z Wkurzakową wersją oryginalną).
- Hmm, jeśli się dobrze zastanowić, to Wkurzak oko ma i pewnej ostrości spojrzenia odmówić mu nie sposób... - zacząłem ostrożnie, licząc się z możliwością publikacji rozmowy.
- Wkurzak utrzymywał - nie dał sobie przerwać Maurycy - że cała ta telewizja warta jest obrzezanego męskiego organu płciowego, z racji licznych nadżerek przypominającego fujarkę, a należącego do syna niewiasty o lekkich obyczajach. A ten Lis, który jest obiektywny jak kruk na kupie ścierwa, zaprasza już to "Jacka-włosy z nosa", już to profesora o niekonwencjonalnej orientacji seksualnej, już to profesorkę o głosie jak sprężynowe łóżko w hotelowym pokoju na godziny, już to...
Przyznam się, że w tym momencie straciłem kilka słów z powodu szczególnych starań związanych z utrzymywaniem szyjki butelki nad szklanką. Sam siebie potępiłem nie tyle za nielojalne zachowanie wobec Maurycego, co wobec Wkurzaka. Uznałem jednak, że co się stało, to się nie odleje, więc postanowiłem wobec braku ciągłości urwać:
- Ok Maurycy, ja również żadnej estymy ani dla opiekunów Nergala ani dla Lisa Tomasza nie mam, stąd...
- Hola! - rozległo się w słuchawce - daj mi dojść do słowa!
Wypadało dać.
- Ja ci, Rozpuszczalnik, powiem, co ja naprawdę myślę.
Dolałem sobie.
- Czy według ciebie Lis jest idiotą?
- Idiotą?... nie - odpowiedziałem.
- Czy gdyby Lis pracował dla lewactwa, dla amatorów Murbana i Uchnika, oraz dla wszelkich innych odchodów cywilizacyjnych spod znaku obu ciemnych gwiazd, to byłby tak durny, żeby zapraszać do studia potwory obłudne, mętne, durne i tak lepkie, że pewnie trzeba krzesła po nich czyścić Cillit Bangiem?

- Może innych chętnych nie ma? - bąknąłem.
- A jakże! - mało nie wysadził mi w powietrze trąbki Eustachiusza Maurycy. - A skąd by się wzięło tyle kurestwa w zamaskowanej "kolorowej niepodległej"!?
- Czuję, że do czegoś zmierzasz - ubrałem w słowa narastające podejrzenie.

- Otóż Lis - nie dał zagadce dojrzewać przyjaciel - Lis to Konrad Wallenrod. Ponieważ umie czytać i pisać, oraz nie da się mu odmówić pewnego sprytu, to nie można przyjąć założenia, że jest jednocześnie osłem, zdolnym kompromitować sprawę, której służy i jawnie srać na rękę, która go karmi.
- Być może "nie można".
- Albo "nie można" albo "być może" - wydarła się słuchawka. - No i ja ci mówię, że Lis robi więcej dla Polski niż "patrioci" zakładający kolejną partyjkę, żeby z okazji wyborów udawać prawicę i moczyć Polakom jaja w letniej wodzie.
- ….moczyć Polakom w letniej wodzie... - powtórzyłem w zadumie.

- Tomasz Lis pracuje dla nas! - podsumował Maurycy (zacytowałem jeden wykrzyknik, ale było ich co najmniej dziesięć).

Po czym się rozłączył.









Czy mnie swoją hipotezą zaraził? Postanowiłem zdać się na rozwiązanie z pozoru tylko ambiwalentne. Zachowam więc poglądy z exposé Jurka Wkurzaka, ale jednocześnie będę próbował identyfikować naukowe znamiona wallenrodyzmu w zachowaniu Tomasz Lisa. 
W jego zachowaniu i na jego obliczu.