Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


poniedziałek, 18 stycznia 2010

Dzwoni do mnie Maurycy (wybór, sierpień 2008 - styczeń 2009)

z forum http://www.forum.michalkiewicz.pl/


(1/10/2008)
Nie powiem, żeby Maurycy nadużywał mojej cierpliwości, już nie mówiąc o przyjaźni, ale dzwoni do mnie coraz częściej.
Nie zawsze się z nim zgadzam, ale ani mnie, ani jemu to nie przeszkadza.

Ponieważ Maurycy za punkt honoru uważa nieposiadanie telefonu komórkowego i dostępu do Internetu, postanowiłem otworzyć temat o tytule jak wyżej i od czasu do czasu wystawić na światło dzienne jego telefoniczne interwencje (nie muszę dodawać, że dzwoni z telefonu klasycznego, bez korbki wprawdzie, ale z ruchomą tarczą).

(3/10/2008)
(5)
Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy.
- Co? – pytam uprzejmie.
- Z budki dzwonię – mówi.
- No to co?
- Nie dość, że zawracasz mi głowę telefonem, to jeszcze głupimi pytaniami – zmienia ton na nieprzyjemny Maurycy. – A ja żeby z tobą porozmawiać, musiałem z budki bezdomnego wyrzucić. Teraz wali w drzwi, bo butelkę zostawił.
- To mu ją wystaw.
- Dziękuję uprzejmie – głosik Maurycego zrobił się głuchy. – Żeby na to wpaść, nie musiałem dzwonić.
- Maurycy – mówię – streść się trochę. Przecież jeśli dalej wali, to musi mieć jakiś powód.
- Chyba mu chodzi o materac dmuchany – zaczyna się streszczać Maurycy. – Kurwa, ten telefon w budzie jest na guziki. W domu mam tarczę, to tu dla pewności tutaj wystukałem twój numer dwa razy. A ty się już po pierwszym razie odezwałeś. Ale twardo dostukałem drugą serię do końca, bo w życiu jak się coś zacznie, to trzeba dokończyć.
- Na kpiny ci się zebrało, aniołku – mówię. – To o co ci w końcu chodzi.
- Czytałem sobie spokojnie circ, Teresę, tatrę i Michała, i nie zauważyłem, że za plecami mam moją Julcię, z domu Capuletti. Akurat zadumałem się nad Michałowym "jak Maurycy, co ongiś zooczył stąpającą z wdziękiem, środkiem schodów, cudną, wiotką, ciągnąca za sobą smużkę ulubionych zapachów - dzisiejszą Maurycyno ;)", jak dostałem kapciem w głowę i torebką po nogach. "Ty coś ukrywasz przede mną, a ja tu robię ci spadkobierców i brzydnę. I jeszcze masz czelność czytać przy mnie donosy. Haha, cudna, wiotka Maurycyno, to już ci smużka moich zapachów w nosie kręci", itd. To wyrwałem jej torebkę i poszedłem się przejść. Patrzę budka, a w budce jakieś bydlę, to mnie natchnęło, żeby sobie przez telefon ulżyć. W końcu kto moje istnienie przed całym forum wysypał?
- Możesz przyjechać do mnie – mówię. – Do mojej nikt jeszcze nie wysłał donosu, że na środku schodów lewituje "cudna, wiotka Rozpuszczalnikowo", toteż nikt mnie jeszcze z ciepła nie wygonił.
- Ale żebym chociaż się przymilał – zlekceważył moją ofertę Maurycy – żebym wypisywał, ile to cynamonu dodaję do bigosu, albo jak długo zaparzam zieloną herbatę w żelazku.
- Zróbmy tak – zaproponowałem pośpiesznie, bo kątem oka zobaczyłem jakiś cień za własnymi plecami – ty wrócisz do domu, a ja zadzwonię do twojej Julci, i najpierw wszystko wezmę na siebie, a potem to wszystko z siebie zdejmę.

Albo moja propozycja przypadła Maurycemu do gustu, albo menel się przestawił z drzwi na przyjaciela, bo w słuchawce umilkło. Zresztą i tak nie mógłbym oddawać się dalszej komunikacji, bo usłyszałem pytanie "A ta cudna, wiotka, to kto?" i musiałem się skoncentrować na własnych problemach. Ostatnim pytaniem, jakie do mnie przed spacerem dobiegło, było "To jej proponowałeś, żeby przyjechała?".

A teraz wyciągnę komórkę i zadzwonię kolejno do circ, Teresy, tatry i Michała o alibi, bo noc długa i zimna, a z podejrzanymi typami w budce nie sypiam.

R.

* * *

(7/10/2008)
(6)
Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy.
- I co? - pyta bez owijania w pieluchy.
- Czekam - odpowiadam, sygnalizując właściwą mi ufność.
- Przejechaliśmy się, co? - pyta.
- Ja? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Ty - celuje we mnie akustycznym palcem Maurycy.
- Ja ci coś powiem - powiada po wypuszczeniu z siebie pierwszej ciszy o długości wychylającej się poza 10 sekund. - Zdaje się, że masz co robić w życiu.
- Nawet się nie zdaje - odpowiadam jak mokry kot, nurkujący w ręcznik.
- To podziękuj ty, bracie, wszystkim rozumnym za kilka lat przyjemności i pożytku w ich towarzystwie. A potem podziękuj wszystkim Judaszom, Sinobrodym, Beriom, Papkinom, pedałom, pedofilom, lesbijkom, feministkom, lewakom, szabesgojom, chamom galaktycznym, wariatom, Dulskim płci obojga, tchórzom, koneserom onuc, miłośnikom słomy w butach, towarzyszom, obywatelom, wzdętym, emerytowanym filmowcom o woreczku żółciowym dwukrotnie większym od torby, na której siedzą, durniom małym, średnim i wielkim, świątobliwym ministrantkom wszelkich kultów naraz, opozycjonistom, których nikt nie chciał prześladować ...
- Maurycy - wołam - może wystarczy? W końcu proporcja pierwszych do drugich nie jest taka zła.
- Zaraz się zamknę - on woła. - W szczególności podziękuj liberałom i części prawicy. Jednym i drugim za to, że prędzej ich krew zaleje, prędzej ich szlag trafi, prędzej im pękną hemoroidy, prędzej im na języku wyrosną czyraki, prędzej zamówią zieloną sraczkę w patagońskiej restauracji, niż porozumią się, rzucą między sobą mosty i wyślą lewactwo na samo dno sracza dla syfilityków.
- Maurycy - ja wołam - jeśli wreszcie skończysz swoją listę, to będę miał czas podziękować. Tylko zaraz, tym drugim i trzecim, tak naprawdę, za co?
- Za to, że teraz prawie do końca pojmujesz, co to jest "lud". I co to znaczy mieć z nim do czynienia. Za to, że - kiedy zrobiłeś, co mogłeś, także dla tej twojej sławnej młodzieży, która według kabaretowej formuły "słucha i ona się jeszcze uczy" - to pora powrócić do swoich spraw, jeździć na ryby i łazić wokół Morza Śródziemnego, pić pastis i wino w cieniu platanów, siedzieć w nocy na plaży w Saint-Raphael i patrzeć, jak przybijają galery Greków i palą się pierwsze ognie…
- Maurycy - przerywam mu - przekonujesz przekonanego.
- Czekam w samochodzie - odpowiada. Władysława już tu jest. Praczka zaraz zejdzie. Wróciła po archiwum z NCzasu. Żeby nie do końca umarło, z tym twoim hr Mosquito, durnym lewicowcem, ponym, Vigcią, tam-tamem, Przechodniem i co tam jeszcze.
- Tobie też się trochę na nostalgię zebrało, co? - pytam z kluską w gardle.
- Złaź - pada męska sugestia.
- A Władysława? Wiem, że zaczęła swój 173 raport.
- Zaczęła i skończyła. Skończyła, kiedy zaczęła.

No więc, nie bez wzruszenia, pozdrawiam wladyslawa i tylu innych...
I tyle innych...
Bywajcie.

Rozpuszczalnik


* * *

(27/11/2008)
(7)
Ze sjesty wyrwał mnie bliski kuzyn dzwonu Zygmunta.
Po pierwszej "kurwie" od razu rozpoznałem Maurycego.
- Problem nie w tym, czy ja jestem baranem, czy nie - przerwałem mu - tylko w tym, że nie lubię, kiedy mi to ktoś wypomina.
- Ok, ok - rozdarł się Maurycy. - Brawo!
- Co "brawo"? - zapytałem, żeby zyskać na czasie.
- To "brawo," że jeszcze chwilę podyskutujesz z tymi [wymoderowano] obu płci i ostatni porządny katolik poleci do parafii się wypisać.
Postanowiłem zarzut przeżuć i połknąć w godnym milczeniu.

- Jakieś morowe powietrze leci z kosmosu - przerzucił zwrotnicę Maurycy. - Tobie się ciągle wydaje, że masz do czynienia z normalnymi ludźmi, zdolnymi pogodzić się z faktem, że można mieć różne poglądy.
- Fakt - przyznałem - zamiast się tym faktem zainteresować, ryczą, a jak nie mają argumentów, czepiają się "formy".
- Formy srormy, ty kacerzu - zaczął skakać po mojej odpowiedzi w podkutych butach Maurycy. - Ględzisz z tej swojej kazalnicy, a zapomniałeś, że ona nie sterczy w kościele, tylko w świątyni Mamony, zaraz obok sracza, w budynku Giełdy. Czcigodni "wierni" Mamony nie po to sprzedali orientalnej cholerze swoje dusze, żebyś im psuł wiarę w przyszłość.
- Śpieszę się, Maurycy - zacząłem kręcić defensywnie. - Masz coś jeszcze?
- Mam - wrzasnął. - A raczej ty masz. Nawet dużo. Roboty.

Kiedy trzasnął słuchawką, zadzwoniłem do Gardiena.
Zgodził się bez entuzjazmu.

Wielka jest Amazonia i poniekąd szczęście, że Władysławie nie udało się odszukać papugi i emisariusza.
Ta dwójka pewnie kiedyś się odnajdzie.
Może, kiedy minie epidemia histerii i [wymoderowano].
Może tu, może tam, może wcale.
Nic na tym świecie nie chce być wieczne.

Rozumnych zachowam w dobrej pamięci.
Zapisane są w tej pamięci ich myśli i uczynki.
Jeśli moje pisanie wydało im się czasem pożyteczne i interesujące, zawsze mogą po nie sięgnąć; cierpliwe i pojemne są dyski serwera.

Adios amigos!
R.

* * *

(1/12/2008)
Przypada mi nieszczególnie wdzięczna rola przekazania paru osobom, zainteresowanym nieobecnością Rozpuszczalnika, kilka jego reakcji, zakomunikowanych mi przez Maurycego w drodze telefonicznej, w ramach seansu o charakterze górskim, pełnym przepaści, ukrytych wąwozów, skakania przez ognisko w nowiutkich kierpcach, siklaw z akcentem na "sik" i trzaskania słuchawką.
Po namyśle zdecydowałem się zacytować wyłącznie niektóre wyrażenia Maurycego, a całość chaosu ująć w punkty:

(1) Rozpuszczalnik dziękuje Panu swetoniuszowi i zapewnia go, że nie oddaje pola; przeciwnie - świadomie czasowo pozostawia to pole zwolennikom "wolności absolutnej", tak aby jej stare, liczące sobie tysiące lat cielsko mogło ukazać się bez szmatek, kurtyn, zasłon, dymów, confetti, kolorowych papierków i innych akcesoriów, które volens nolens wraz z innymi ustawiał i wypuszczał, próbując uczciwie dyskutować na temat prawdziwej natury ścierwa. Niech sobie wokół starej kurtyzany łazi z masońskim kadzidłem kilku jej kapłonów, pardon, kapłanów - widok ten powinien rozśmieszyć do łez wszystkich amatorów rozumu, zwolenników chodzenia po ziemi z uszami wycelowanymi w Niebo, które pogańskiemu misterium pozwala trwać w jego zatrważającym komizmie; nic tak bowiem, według Maurycego, nie zniechęca do siadania na palniku gazowym, jak odparzona dupa.

(2) Szczerość i przyjacielska lojalność Pani circ do tego stopnia rozrzewniła i zbulwersowała Rozpuszczalnika, że przez chwilę gotów był rzucić własne słowo na pośmiewisko i wystawić się na forum, z drewnianym mieczem na szyi. Spróbuję dać tłumaczenie relacji Maurycego, dotyczącej tej krytycznej fazy egzystencji Rozpuszczalnika. Oto wersja light, politycznie poprawna: "Wziąłem Rozpuszczalnika na stronę i zrobiłem wszystko, aby mu unaocznić odporność forum na jego idee i powszechne lenistwo na odcinku czytania jego tekstów, połączone z niezwykłą arogancją, zawierającą się w fakcie zarzucania mu (Rozpuszczalnikowi) słów, których nigdy nie wypowiedział i poglądów, których nigdy nie wyraził." (Powodowany rzetelnością kronikarską, którą dotąd samodzielnie popisywała się Władysława, podam cząstkę odnośnej wypowiedzi Maurycyego w jej formie oryginalnej: "Ty będziesz, kurwa, zdzierał gardło i ekran, a oni skoczą na śmietnik albo do jakiejs trockistowsko-liberalnej rekwizytorni, nacharkają na znalezioną szmaty, przykleją ci je z tyłu i z przodu, a potem zarzucą ci, że z ciebie wróg człowieka, uzbrojony w ckm morderca Murzynów, jadących na tratwie do Europy, kacerz, luter z dziurą w głowie i chuj wie, co jeszcze".
Maurycy przyznał, że Rozpuszczalnik stawiał mu opór, wywodząc, że w każdej wymianie poglądów trzeba się liczyć z poglądami odmiennymi od swoich własnych. Na co Maurycy miał odpowiedzieć, że zarówno przeciwnicy, jak i zdeklarowani przyjaciele, mają "w głębokiej dupie" te Rozpuszczalnikowe poglądy, czytając jego teksty byle jak, bez zrozumienia i wyciągając z nich na chochli "własnych uprzedzeń" robaki, które przedtem sami wrzucili.

(3) - Patrz - ryczał do słuchawki Maurycy - powodowany rozpaczą taki allpost już nie "woła na puszczy", tylko wrzeszczy. I co z niego spokojne mieszczaństwo zrobiło? Potwora, diabła, sługę Szatana, Hugenota i ogólnie agenta Antychrysta. Oni zniosą kpiny z wypracowanej w ciągu wieków obrzędowości, likwidację Mszy Świętej w jej postaci uniwersalnej, obrócenie księdza tyłem do ołtarza, wyrzucenie tabernaculum gdzieś na bok i wysyłanie po kielich z hostią cywila w dżinsach. Wytrzymają polipowate gęganie babsztyla z ekipy liturgicznej albo terkotanie małolata w "czytaniach", przez które miałby dotrzeć do uszu i mózgów głos Świętego Pawła. Ani zająkną się na widok wytrenowanego w czytaniu celebranta, który w tym czasie kręci młynka palcami i zastanawia się, jak nic nie powiedzieć w tzw. homilii, czyli nieśmiałej improwizacji na temat tego, co za chwilę odczyta w Ewangelii. Kiedyś mówca w ornacie zajmował się niebem, piekłem, grzechem, życiem parafii, świętością jednych i sparszywieniem drugich, a dzisiaj - niechby śmiał pozwolić sobie na "kazanie". Wszystkie te brudne jaja współczesny wierny pozwoli masońskiej kurze znieść sobie na rękę bez cienia odrazy; strach wywoła w nim wywołanie obrazów z przeszłości - rozmodlenie na klęczkach i dźwięk dzwonków podczas Podniesienia (komu przeszkadzały dzwonki? niebezpiecznie zachęcały do zwrócenia uwagi na najważniejszy moment?)

(4) Namawia allposta i Rozpuszczalnika, skądinąd roztropny, Pan kitowicz do odwiedzenia jedynego (?) w Warszawie kościoła, w której odprawia się w sposób ustanowiony przed wiekami i przez wieki respektowany (zanim nie pojawił się pułk odnowicieli i szermierzy ekumenizmu). Co do mnie, dziękuję. Nie dojadę, nawet gdybym porwał się z łóżka 10 godzin przed dzwonkiem. Są tutaj, we Francji, parafie, w których zrzeszeni w asocjacje ludzie od lat nie mogą się doprosić Mszy tradycyjnej. Gdzieniegdzie łaska wielka z purpurowej chmury spada i wierni otrzymują to, co im się w świetle różnych papieskich postanowień zwyczajnie należy. ("Jak psu buda", w wersji Maurycego). Kto pojmuje, niech wyjaśni.
Nie o samą Mszę tu zresztą chodzi, tylko o prowadzenie ludu Bożego. W sposób pokazany przez Chrystusa. Z prądem, pod prąd, bezpiecznie, niebezpiecznie, bez dbałości o wygodę pasterzy, z dbałością o komfort pastuchów - ważne, aby w zgodzie z wolą Ojca. Wszyscy apostołowie, z wyjątkiem Jana, ponieśli śmierć męczeńską. "Rozpuszczalnik nie żąda" - wrzasnął w pewnym momencie Maurycy - "aby byle wikary dawał się czterema Fiatami na pięć kawałków rozrywać, ale niech jego szef wrzaśnie czasem "Non possumus", nawet gdyby to go miało zaprowadzić przed europejskiego prokuratora, czy zagrozić wymachiwaniem włochatych łap jakiegoś Martina Schulza. Na obchodzenie Dnia Judaizmu, czy inne Chanuki talmudystów czas i siły taki znajdzie".

(5) Mądrze przewiduje wladyslaw, że Rozpuszczalnik nie wywalił się na kanapie, zajęty perspektywą niebieskich migdałow. Wladyslaw na Rozpuszczalnikową autobanicję patrzy zresztą trzeźwo i sympatycznie - tym bardziej należy mu się następujące wyjaśnienie: Władysława jest bardziej oddana Rozpuszczalnikowi, niż Eunice była Petroniuszowi. Gdzie on Kajus, tam ona Kaja. Jeśli on wyleje na swoją klawiaturę wodę z kwiatów, podstawi swojego laptopa ona.

(6) - Rozpuszczalnika na forum ciągnie - wyznał na chwilę przez zamknięciem komunikacyjnego seansu Maurycy. - "I jak ja się znam na medycynie" (cytat z komentatora piłkarskiego Cieszewskiego, przyp.Gardien), to jeszcze będzie niewiniątkom z forum głowę zawracał. Pewnie by mu zniechęcenie przeszło szybciej, gdyby nie był wciąż obłędnie zajęty, co mnie zmusza do bycia jego papugą.

Nie wiem, czy rola papugi wpędziła Maurycego w zadumę, czy też zachrypł, dość że usłyszałem coś w rodzaju odgłosu odkładania archaicznej słuchawki i zostałem sam, zdany na uzupełnienie akustycznej korespondencji.
Której, wiedząc co nieco o metodzie, nie poddam się i zakończę westchnieniem "Z forum powstałeś i w forum się obrócisz", które, mam nadzieję - nie bluźnierczo, przypomina inne, znaczeni poważniejsze? Tyle, że westchnienie to spłynęło na mnie nagle i wypisało się na ekranie wprawdzie moją ręką, ale bez żadnego liczenia się z moją wolą.
No i o! - jak powiedziałby jeden z moich wyjów, którego nikt na forum nie zna, więc nie będę wymianiał jego imienia.

Przekazuję pozdrowienia Rozpuszczalnika i Władysławy tym wszystkim, którym mogłyby one sprawić przyjemność spontaniczną i zupełnie niewykalkulowaną. Odnajdą się oni w największym tłumie i dadzą się poznać po uśmiechu. Nawet, gdyby uśmiechy były dyskretne i z lekka tajemnicze.
Pozdrawiam ogólnie ze swojej strony,
G.

* * *

(5/12/2008)
@ circ

Zadzwonił do mnie Maurycy, "poniekąd" w imieniu Rozpuszczalnika.
Nie zdążyłem zapytać o sens słowa "poniekąd", kiedy trzasnął słuchawką, a nim trzasnął - wypowiedział się następująco (wygładzenie i uporządkowanie moje - G.):

(1) Rozpuszczalnik nie wierzy, aby circ na dobre sobie poszła do pracowni i kuchni. Jednocześnie Rozpuszczalnikowi "ani w głowie żałować", że circ trochę od forum odpocznie, bo - podobnie jak on sam, w związku z debatowaniem czy bez tego związku - z pewnością ma tyle różnych zaległości, że gdyby te zaległości ustawić wzdłuż południka, jedna za drugą w kierunku północnym, to ostatnia "stuknęłaby ją w okolice nerek, nadchodząc od południa". (Tu Maurycy dorzucił od siebie słowo "kurwa" na dowód wzburzenia pomieszanego ze współczuciem).

(2) Gdyby jednak circ "nie wytrzymała" i nadbiegła z nową energią do lekceważenia papieży do Piusa XII włącznie i Kościoła do Soboru Watykańskiego II ("Stary Ryt" ?!), oraz do forsowania takich pierdułek politycznych, jak państwo stricte wyznaniowe, jakiś horrendalny absolutyzm religijny, jakaś komiczna monarchia, jakaś ewentualna monarchia klerykalna, która wystawiłaby Kościół Matkę Naszą jako cel na lewicowej strzelnicy (w dodatku gdy sam Syn Boży kazał oddawać "cesarzowi co cesarskiego, a co boskiego - Bogu"), to on, Rozpuszczalnik, najpierw podszkoli się u Maurycego w brzydkich wyrazach, a potem zintensyfikuje wysiłki nad redukcją swojej sympatii dla circ. Które to zadanie nie będzie łatwe, tak wielkie są tej sympatii pokłady i tak wysoka jest rozpuszczalnikowa ocena circowych zdolności artystycznych i literackich.

(3) Od dłuższego już czasu dyskusje na forum przybrały charakter księżycowy. Siłą prawdziwie złowróżebną dla forum są apostołowie jakiejś durnowatej wersji liberalizmu, której nikt nigdy z bliska nie tylko nie widział i nie powąchał, ale również nie zobaczy i nie poczuje.
Jak forumowy dzień długi i szeroki, smakosze tego głupstwa zajmują się miotaniem obelg na wszystko, co się inaczej rusza, oraz na własny obóz, ilekroć czegoś nie zrozumieją ("lewicowa chadecja", "socjaliści", "komuniści", "wielgus", itp.).
Zwłaszcza, że na forum przybyły ostatnio oddziały "nowych ludzi", giętkich, jak słupy telegraficzne i ogólnie charakteryzujących się wiedzą wybiórczą, kompletnym brakiem ogłady, za to zadziornością właściwą dla kmiotów, nie bardzo wiedzących, czy najbierw wysmarkać się w firanę, czy wytrzeć w nią buty. Cokolwie by się nie powiedziało o Piosto, Wasylu, czy słusznie przepędzonym robinie, to umieli oni pisać zabawnie i z finezją. Dla odmiany, jednemu staremu i prawie wszystkim nowym amatorom starej utopii wystarczy jeden środek artystyczny - maczuga.
Niech więc się tymczasem okładają. Straty będą poważne: ze ścian pospadają obrazy, z porcelany zostanie nocnik, obrusy ucierpią, sreber nie da się doliczyć - ale któregoś dnia będzie trzeba spuścić psy, wywietrzyć, posprzątać, podsumować wyniki eksperymentu i powrócić do rozważań w formie cywilizowanej.

(4) Jak błyskawica przebiegła mi przez myśl pokusa, aby w tym punkcie zawrzeć wszystkie ozdobniki literackie, których Maurycy nie szczędził, a które ilościowo wypełniły mniej więcej 70 procent jego wypowiedzi. Pokusę tę odpieram, tym bardziej, że pojedyńcze błyskawice na ogół nie trwają długo.

(5) Każdy zorientował się już, że "szorskie" wypowiadanie się przychodzi Maurycemu z wielką łatwością. Znacznie gorzej spisuje się on w sytuacjach, kiedy trzeba objawić pewną delikatność. Tymczasem odniosłem wrażenie, że coś miłego, by nie powiedzieć czułego, chciał wobec circ wyrazić Maurycy tuż przed niespodziewanym jak zwykle przerwaniem komunikacji. Czy miało to pochodzić od niego samego, czy od Rozpuszczalnika, pozostanie dla mnie tajemnicą.

Coś jednak było i tym łatwiej mi będzie dołączyć od siebie serdeczne pozdrowienia dla Pani circ i moje osobiste następujące westchnienie:

Aby forum było forum,
trzeba mu apostolorum,
i niech w tego forum quorum,
stałe miejsce ma circorum.

G.

* * *

(7/12/2008)
Zadzwoniłem do Maurycego. Długo nikt nie odbierał, aż usłyszałem głos niewieści.
- To ty, Maurycy? – dałem się zaskoczyć.
- Ja, przed mutacją – syknęło z gardła czcigodnej małżonki przyjaciela. – He he.
- Czy Maurycy już się porwał z piernata? – zapytałem ze wzrokiem na kukułce, która wylazła z zegara i zaczęła nasłuchiwać.
- Porwał – podał szczegóły cienki głos.
- Mógłbym ...
- Nie! Coś tylko warknął, że nie będzie się zajmował teologią, że nie będzie podmieniał swojego słownika na świątobliwy, że cuda zdarzały się przed majsterkowaniem liturgicznym, oraz że bierze świder i idzie łowić w przerębli.
- W jakiej przerębli? – nie wytrzymałem. – Nic jeszcze nie zamarzło!
- Wziął ciepłe buty i butelkę – zniecierpliwił się głos i wyłączył.

Wygląda na to, że mój telefon będzie miał okazję pomilczeć.
A tak na marginesie – przyszło mi do głowy - gdzie jest mój świder i walonki?

G.

* * *

(8/12/2008)

Dla mnie to żadna nowina, ale Maurycy nie utopił się.
Tym razem zadzwoniła jego żona, za plecami nazywana Husią.
- He he - usłyszałem i podjąłem intensywne milczenie. Na wszelki wypadek.
- Doniosłam mu ciepły bigos - poinformował cienki głos. - Ziemia teraz twarda, to i pogrzeby drogie.
Bezinteresowność i czułość Husi były znane, więc pozostawiłem usta zamknięte. Co jej nie zniechęciło.
- Powiedział, że "mniej mocni", jak się naczytają Bibuły, to zamiast tracić wiarę, idą się przespać. A jak się zbudzą, to myślą, że jakiś naród trzeba było wybrać, a ponieważ taki naród wybrany składa się z podobnych durni, jak narody niewybrane, to z powodu wyróżnienia dostaje kota i fika.
- Co, i to wszystko? - podkręciłem w końcu potencjometr.
- Nie, ale dalej nie rozumiem - zwolniła tempo narracji Maurycowa. - Musiał zmarznąć mój Morusek, bo zaczął coś pleść o jakimś Pawłowym odcięciu chrześcijaństwa od starozakonnego pępka, he he he he he
- He he he - wrzuciłem w przeciwfazie, z nadzieją na wytłumienie "he he he" z naprzeciwka.
- Przepraszam - spostrzegła się korespondentka. - Ten starozakonny pępek tak mnie połaskotał. A potem Maurycy coś warknął, żeby się nie przejmować talmudystami.
- A nie mówił, żeby ich pogonić? - zaryzykowałem bez zbytniego ryzyzyka.
- O, o! - zagrzmiała Husia i wyłączyłą się.
- Pewnie poczuła głód - przyszło mi do głowy. - Cholera, nie zdążyłem zapytać diablicy, skąd Maurycy dowiedział się nad wodą o nocnych lekturach circ.

A potem wyobraziłem sobie Husię, jak wciska Maurycemu bigos i zrobiło mi się dziwnie wesoło.
Więcej, podjąłem próbę rekonstrukcji starego limeryka, którego autor istniał, ale kiedy i jak się nazywał - zapomniałem na długo przed tym, jak pierwszy raz próbowałem sobie przypomnieć:

Raz Nabuchodonozor
trzymał rzecz nad wodą,
aż przyszła żona
i obcięła mu ozor
- i został Nabuchodon.

Co z naruszeniem reguł własnego milczenia,
wszakże ku pokrzepieniu serc i pocieszeniu jednego,
przytoczył
G.

* * *

(18/12/2008)
(13)
Zajrzałem na forum i musiałam zatkać sobie uszy, tak uderzyła w nie cisza. Sytuację uratował dzwonek.
Dzwonił Maurycy, krewki przyjaciel Rozpuszczalnika, od pewnego czasu i mój.
Zadzwonił i … beknął.

Już miałem powiedzieć "świnia", jak Maurycy mnie wyprzedził.
- Świnia ze mnie, ale wróciłem z ryb i stwierdziłem, że ciągle mam żonę.
- Z bigosem - zaryzykowałem.
- Bigos miał charakter towarzyszący - zanurzył się w szczegóły Maurycy. - Schabowego dostałem. Z ziemniakami, jak z Sarlat.
- To i ja byłbym świnią - wykazałem zrozumienie dla wstępnego odgłosu.
- No! - przyjął tłumaczenie Maurycy. - A w ogóle, to w domu też dobrze. Ogniska domowego mi przybyło. Na wadze i w centymetrach.
- Tak ze dwa kilo? - strzeliłem nie wiadomo po co.
- Pięć - obwieścił z tryumfem przyjaciel. - Dwa, to u samej góry. Właśnie poszła kupić nowe szelki, czy jak się to nazywa.
- Stanik - podsunąłem.
- O! - ucieszył się Maurycy. - Kiedyś buchalter.
- Biusthalter - poprawiłem (naczyta się człowiek niektórych forumowiczów i nabiera złych manier). - Z niemieckiego Brusthalter albo Buestenhalter. Przerobiony na biusthalter, a potem na brzydki biustonosz.
- Lepszy brzydki biustonosz, niż ładny listonosz - trafił w tarczę przyjaciel.

Obaj daliśmy sobie ze trzydzieści sekund na przemyślenie sentencji.
- Kurwa! - wrzasnął nagle Maurycy.
- Widzę, że zdrowie dopisuje, trawienie się poprawiło, andrenalina strzyka - jąłem pokpiwać.
- Przestaniesz kpić - odgadł moje niecne intencje przyjaciel - jak zrobisz to, co ja.
- A cio to takiego? - spuściłem na wszelki wypadek z tonu.
- Googla włącz i wyklep "masowe zwolnienia".
- Przecież wiem - pozwoliłem sobie .

Dziecko, a nawet Husia Maurycego wie, co ja myślę o lichwiarzach, globalizacji i bieżącym kryzysie.
Wyklepałem jednak posłusznie.

Pierwsze trzy ekrany przyniosły:
Masowe zwolnienia w Sony
Masowe zwolnienia w British Telecom
Masowe zwolnienia w JP Morgan
Masowe zwolnienia w fabryce "Whirlpoola" we Wrocławiu
Kryzys uderza w polskich pracowników - będą masowe zwolnienia
Największe zwolnienia jeszcze przed nami
masowe zwolnienia w Agorze
Masowe zwolnienia w Sony Ericsson
Gospodarka ostro wyhamuje, będą masowe zwolnienia
Masowe zwolnienia w firmie Maxtor
Rynki Tworzyw - DOW: masowe zwolnienia
Masowe zwolnienia GE Money Bank
Masowe zwolnienia w szpitalu
Masowe zwolnienia w Thomson Displays w Piasecznie
- Hamuj, bo żylaków nałapię - zniecierpliwił się Maurycy.
- Deeeser! - usłyszałem w słuchawce cienkie zawołanie.
- Kupiła? - zapytałem, żeby wypadło uprzejmie.
- Zamknij oczy, bo nakłada - posypał cukrem struny głosowe przyjaciel.
Zamknąłem zupełnie automatycznie. Ludziom uprzejmym ciągle jest pod górkę.
- Możesz otworzyć - dał sygnał Maurycy.
- W dupę mnie pocałuj - obudził się we mnie diabeł.
- Hehe - podsumował Maurycy i się wyłączył.

Postanowiłem sprawdzić stan swojego ogniska domowego. Jak wróci.
Na razie od nowa skoncentrowałem się na "masowych zwolnieniach".
- Ciekawe - przyszło mi do głowy - co właściwie myśli o tym moje czcigodne forum?

A właśnie, co o masowych zwolnieniach, myśli "nasze czcigodne forum"?
Czy te zwolnienia są "w ramach kryzysu", czy "przy okazji kryzysu"?
A firmy: muszą? chcą? korzystają z okazji? tak powinno być? płacą za państwowy interwencjonizm? itd itp.

(Jest możliwe, że nikt nie odpowie. Zresztą i tak wracam do roboty.)
G.

* * *

(31/12/2008)
(14)
Sylwester 2008.

Niemożliwe, ale możliwe. Zadzwoniliśmy do siebie jednocześnie.
- Ja to kręcę! – zdumiał się Maurycy. – Jeszcze nie dokręciłem, jak już się odezwałeś.
- Jak się ma telefon na tarczę obrotową – wymyśliłem, znając muzealny stan parku telefonicznego rozmówcy – to to się zdarza.
- Miałem iść na Sylwestra, ale nie idę – obwieścił przyjaciel.
Coś mi powiedziało, że niespodziankom nie będzie końca. Aby moje przeczucie spełniło się w stu procentach, bezzwłocznie zapytałem o małżonkę:
- Bo co? Bo Husia nie chce tańczyć tego roku?
- Powód, to nie Husia, tylko jej mamusia – infantylnie zaimprowizował Maurycy.
- Ciągle w gipsie? – przypomniałem sobie przyczynę nieobecności teściowej przy stole z dwunastoma potrawami dzielonymi przez czwórkę apostołów.
- Złamanie już jej się wygoiło. Rumianku sobie naparzyła i złamanie zrosło się zanim zaparzyła drugi kubek.
- Poczekaj chwilę – zadrwiłem – zaraz zanotuję. Na narty będzie jak znalazł.
- To ty poczekaj – odpalił przyjaciel – będziesz miał więcej do notowania.
Podsunąłem sobie krzesło.
- Nie idziemy na bal – zaczął przeciągać słowa Maurycy – bo mamusia dostała upławu.
Dobrze, że zdążyłem z tym krzesłem. Mamuśka Husi włóczyła się kiedyś z hippisami, ale to było dawno i wiadomość przypominała scoop.
- Czego? Upławu? To u was Sylwestrem rządzi jakiś rzęsistek ?
- Co ten Morus plecie! – zabrzmiało cienko, wysoko i histerycznie.
- Cześć, Husia! – spróbowałem spacyfikować sopranistkę przez podanie jakiejś wymyślnej terapii. – Może pampers wystarczy?
- Pokręciło was? – podeptała czar mojego głosu Husia. – Mamusia dostała nie jakiegoś upławu, tylko wylewu. W-y-l-e-w-u!!!
(Wykrzykników było więcej, ale zapisuję trzy w formie reprezentacji.)

Zrobiło się częściowo jaśniej.
- Objawy są klasyczne? – rzuciłem most do ewentualnych wyjaśnień.
- Chyba tak – przeszedł do szczegółów wzorowy mąż i zięć. – Mamuśka ma migrenę, silnie zezuje w prawo, trochę spuchła, posuwa się wolno i nie mówi. A obecnie zamknęła się wiesz gdzie.
- Wygląda na to, że dopiero teraz ma wylew – pozwoliłem sobie na diagnozę.
- Dzwonić po jakiś ambulans?
- Ty, "Morus", ty lepiej wyglansuj buty i sprawdź, czy nie zgubiłeś biletów na imprezę.
- Nie mam co glansować, bo oddałem sąsiadowi na wieść – podbarwił się rezygnacją Maurycy.
- Buty? Jeśli dobrze rozumiem, oddałeś sąsiadowi bilety.
(Wylew wylewem, ale każda myśl ma być wyrażona poprawnie.)
- No ale objawy ...
- Maurycy – postanowiłem być chłodny i precyzyjny – co do migreny, to sensacyjne byłoby, gdyby twoja teściowa jej nie miała. Jeśli chodzi o zezowanie, to od kiedy ją znam, zezuje.
- Tak, ale dotąd zezowała w lewo... – spróbował wtrącić niedoszły tancerz sylwestrowy.
- To zabroń jej oglądać dzienniki telewizyjne. Że spuchła, to mnie nie dziwi, bo wigilię miała u siebie i samej kutii musiała wrąbać ze trzy porcje. A że poruszała się wolno i nie mówiła, to gdybyś ty się czymś przeterminowanym podtruł, to też bałbyś się mówić i robić za duże kroki w kierunku "wiesz czego".
- Ty możesz mieć rację – zastanowił się na głos Maurycy. – To może kurwa być.

Tajemnica wylewu wyglądała na rozwiązaną. Pozostawała sprawa wieczoru, zamykającego radosny, kryzysowy rok 2008, przyprawiony paskudnym hałasem z Bliskiego Wschodu.
- A wy gdzieś idziecie? – zapytał przyjaciel.
Było w jego pytaniu coś więcej, niż czysta kurtuazja.
- Wiesz co, Maurycy? – zaproponowałem – Jak mameńka za jakieś dwadzieścia minut odzyska głos, pogratuluj jej wyzdrowienia, a wieczorem weź Husię pod łokieć i przyjdźcie do nas.
- A co? – udał zaskoczenie Maurycy. – Twoja teściowa też ma upław? Pardon, wylew?
- Gdzie tam! – wyjaśniłem. – To tylko ja złamałem sobie trzy żebra, obojczyk i obie nogi.
- W takim razie przychodzimy. Husia lubi z tobą tańczyć – zatroszczył się o mnie przyjaciel. Chyba ci to wszystko minie do wieczora?
- Zaparzę sobie rumianku – obiecałem.

Odłożyłem słuchawkę i poszedłem zbadać barek.
Trzeba będzie coś dokupić.
Jak znam siebie, to do wieczora po złamaniach nie będzie śladu.
Ale jak znam Maurycego, to Maurycy w pierwszy dzień nowego roku zdrowy nie będzie.
Może się nawet zdarzyć, że będzie miał parę wylewów.
Bez zeza w lewo, naturalnie.

W imieniu własnym i kompletu Rozpuszczalników, życzę wszystkim wesołej zabawy!
Gardien

* * *

(15/01/2009)
(15)
Dzwoni do mnie krewki przyjaciel Rozpuszczalnika, Maurycy.
Czasem piszę krótko "mój przyjaciel", bo raz, że przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi, a dwa, że sam Maurycy oświadczył mi, że pod nieobecność Rozpuszczalnika, na mnie spada jego przyjaźń. Żona Maurycego, Husia, dorzuciła do tego tajemnicze wyrażenie "z braku laku", ale jeśli zważyć, że było to w Sylwestra (pamiętamy "wylew" teściowej), to dzisiaj Husia nie umie sobie przypomnieć, co miała na myśli, a ja - czy coś w ogóle na myśli mieć mogła.

Tak czy inaczej, dzwonek zadźwięczał i przerodził się w dziesięć do dwudziestu nieuczciwych prostytutek, nazwanych po imieniu. (Uprzedziłem Maurycego, że tak właśnie podam do publicznej wiadomości jego wyrażenia, na co on się wściekł i zażądał, żebym albo go nie cytował, albo cytował dokładnie. Wyjaśniam więc, że chodziło o "kurwy". Schowałem je tylko przed dziećmi w nawiasach. Wiadomo, że żadne dziecko w nawiasach nie czyta. Nawet we wzorach matematycznych.)

Zaraz po wyliczeniu tych 10 - 20 dziennikarzy i polityków (czytelnik łapie?), Maurycy odzyskał oddech i wyryczał słowo "pokrywka".
- Co pokrywka? - zapytałem, zły, że mnie oderwano od roboty.
- Mój znajomy uciekł wczoraj wieczorem z Hiszpanii - przystąpił do opowieści Maurycy.
- Co to da - wtrąciłem, nie czekając na szczegóły - jeśli odeślą go w odpowiedzi na byle list gończy.
Przyjaciel powrócił do swojej listy 10 - 20 dziennikarzy i polityków, i przewietrzył ją w odwrotnej kolejności. Trochę to było monotonne.
- A co takiego zrobił? - przerwałem Maurycemu z nudów, gdzieś między piątą, a czwartą qrwą od dołu. - Zabił kogoś, albo gorzej, powiedział głośno, że z generała Franco to był porządny gość?
- Gorzej - wysforował się przyjaciel - wsadził sobie pokrywkę w spodnie i demonstracyjnie przeszedł się przed klubem nocnym "Wesoły Zwieracz Europy", czy jakoś tak.
- "Wesoły Europejczyk", zapewne - sprostowałem z przyrodzonej mi niechęci do przesady.
Przypomniałem sobie, że Parlament Europejski przyjął wczoraj rezolucję o tzw. prawach podstawowych w Unii i że rezolucja ta wzywa wszystkie kraje członkowskie do uznania m.in. związków homoseksualnych i aborcji.
- 401 *** głosowało za - jakby usłyszał moje myśli przyjaciel - 67 *** wstrzymało się od głosu, a 220 posłów było przeciw.

Ponieważ nie mam zamiaru ani pójść pod ścianę, ani wstąpić na szafot, ani bezradnie patrzeć, jak Wymiar Sprawiedliwości wykopuje mi wiadro spod nóg, więc termin, użyty przez Maurycego w stosunku do części posłów Europarlamentu, zastąpiłem gwiazdkami, a sam Czytelnik może sobie na miejsce gwiazdek wstawić co zechce. Bąknę tylko, że Maurycemu chodziło o armatkę z przedszkolnej zagadki "co to za zagadka, dwie kulki i armatka", ale że określenie tej armatki przedszkolne bynajmniej nie było. Trochę to chaotyczne, co napisałem, więc jeśli Czytelnik koniecznie chce, to wyduszę z siebie to poszukiwane słowo "chuj". Proszę bardzo, nie ma za co, i szybko przejdę do dalszego ciągu postu, żeby nie ułatwiać roboty prokuratorowi .

- List gończy będzie w takim razie mówił o skandalicznym akcie homofobii, rasizmu i antysemityzmu (dorzucam antysemityzm, bo jeśli używa się terminu homofobia, to doklejka rasizm narzuca się sama, a nikt jeszcze nie widział określenia rasizm bez deseru w postaci antysemityzmu).
- Jakbyś, qrwa, ten list pisał - zachwycił się jasnością mojego widzenia Maurycy.
- Twój eks-hiszpański kolega - ciągnąłem, udając odporność na komplement - izolując się pokrywką, nie tylko utrudniał ewentualną penetrację, ale obrażał czystość gejowskich uczuć zarówno w zakresie eros, jak i agape. Jak bowiem okazać drugie bez dostępu palca, a pierwsze bez dostępu w ogóle.
- Jak ktoś chce na gapę - zniekszałcił moją wypowiedź Maurycy, wykształcony raczej technicznie, niż klasycznie - to niech sobie taki pedał kupi wiertarkę, a nie zaraz ciąga po sądach.
"- Rozmowa kontrolowana" - usłyszałem nagle w słuchawce. - "Pierwsze ostrzeżenie ze strony Europejskiego Komisariatu do spraw … ".
Błąd, powinienem był nie odkładać słuchawki tak nerwowo. Teraz nie wiem, który komisariat.
Wystukałem numer Maurycego.

- Ładna pogoda - zacząłem wątek o charakterze neutralnym i optymistycznym.
- Niech żyje Unia Europejska - wprowadził się do mojego wątku Maurycy. - Kurwa jej mać - dodał z rzadką dla niego słodyczą w głosie.
- Ojciec też - dopasowałem się do pochlebnej dla Brukseli nowej linii Maurycowej.
- I reszta rodziny - podsumował Maurycy.
- No to, see you later, aligator - rzuciłem europejsko.
- A tout a l'heure, peut-etre - przyjął konwencję Maurycy.
- Now OK - zabrzmiał od nowa głos Komisariatu.
I wszyscy trzej zakończyliśmy posiedzenie.
Rozpoczęte we dwóch, jeśli nie liczyć zbrodniarza, ściganego po przekątnej Europy.
Za obrazę moralności i piękna.

G.

(Uwaga: Rozpuszczalnik i Gardien, to Gardien i Rozpuszczalnik)

http://www.forum.michalkiewicz.pl/viewtopic.php?f=10&t=9452