Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


czwartek, 4 listopada 2010

Ser szwajcarski, francuski i oscypek

Co nam doskwiera, w języku Moliera (1)

Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy. Nie od razu, ale przeczucie miałem już od rana.
Niebo za oknem było zgodne z tradycją, tj. odpowiadało temu, co Francuzi nazywają la grisaille parisienne, a co dałoby się przetłumaczyć na "szarzyznę paryską", gdyby szarzyzna mogła wyłącznie oznaczać przymgloną wilgotnawą szarość.


Oddaliłem dzieci w różnych kierunkach, zależnie od wieku, przygotowałem sobie drugą kawę i zadbałem o poprawne światło na pierwszej stronie najnowszego numeru Minute, z 3 listopada 2010.


Ujrzałem twarz Oskara Freysingera i wielki tytuł:
LES IRREDUCTIBLES GAULOIS, C'EST NOUS LES SUISSES, czyli "NIEZWYCIĘŻENI GALOWIE, TO MY SZWAJCARZY". Błysnęło mi w głowie, że Asterix płaci teraz podatki w Genewie i dokonałem skoku na drugą stronę, na której – w wywiadzie udzielonym Patrickowi Cousteau - 50 letni deputowany UDC (Narodowej Unii Centrum, pierwszej aktualnie formacji politycznej konfederacji szwajacarskiej) dowodzi, że "kluczem do odblokowania systemu jest demokracja bezpośrednia".
- A ty paskudny populisto! – obrzuciłem go wyzwiskiem w imieniu światowej lewicy i jej użytecznych matołków.


W miarę jak czytałem, coraz bardziej cieszyłem się z posiadania włosów, bo miało mi co stawać na głowie.
Otóż Oskar Freysinger:
  • był bohaterem referendum "NIE dla minaretów",
  • energicznie popiera odsyłanie do siebie kryminalistów pochodzenia zagranicznego,
  • jest "antyliberałem", narodowcem i humanistą,
  • jest porównywany do Wilhelma Tella (chociaż sam wolałby aluzje do Asterixa),
  • jest odpowiedzialny za afisze w rodzaju "Ivan S., gwałciciel, wkrótce Szwajcar",
  • ma czelność ujawnić, że 70 procent wszystkich przestępstw w Szwajcarii jest dziełem obcokrajowców,
  • uważa, że przystąpienie Szwajcarii do układu z Schengen było nieporozumieniem, w wyniku którego w kraju grasują bandy murzyńskie i arabskie, Albańczycy doskonalą techniki handlu ludźmi, prostytutkami, hazardem i bronią, Nigeryjczycy specjalizują się w narkotykach, itd., a wszyscy razem mają w nosie jakąkolwiek asymilację,
  • stwierdza, że islam nie da się zharmonizować z cywilizacją europejską, a fatwy fruwają w powietrzu i lądują nie tyle na stawiających opór chrześcijanach i laikach, co na tych wyznawcach Allacha, którym do kędzierzawych głów przyszła ochota na głębszą integrację, ...


W tym momencie musiałem przerwać kolekcjonowanie filozoficznych i politycznych przestępstw Freysingera, bo rozdarł się dzwonek.
- Dziękuję, wszystko w porządku – zainicjowałem dialog, pamiętając że ostatnio Maurycy nie był w ogóle ciekawy, jak mi leci.
 - O nic nie pytałem – zabrzmiał głos ciężki od elektryczności. - A propos, ça va?
 Nie zdążyłem udzielić gwarancji w kwestii samopoczucia całej rodziny, bo Maurycy przyśpieszył bez zmiany biegu:
 - Minute sobie czytam i jestem kurwa zły, bo Jebcię gdzieś wywiało i nie mam kogo udusić.


Przypomnę Czytelnikowi, że "Jebcia" w słowniku przyjaciela oznacza jego teściową o bujnym życiu i kupie "partnerów", z których jeden (lub więcej) musiał być ojcem Husi, niczego nieświadomej i wychowanej przez instytucję opiekuńczą. Przypomnę również, że Maurycy jest autorem poglądu, że "należy wytopić wszystkie baby po czerdziestce", który to pogląd podzielam tylko częściowo; ja również zdaję sobie sprawę z faktu, że statystyczna Matka Polka na grubo przed pięćdziesiątką już wie wszystko i bardzo głośno dzieli się tym przekonaniem na wszystkich forach oraz we wszelkich innych okolicznościach, wyjąwszy brzeg rzeki podczas burzy z piorunami i gradobiciem, kiedy to jej mąż może na chwilę pozostać sam (sam na sam z wędką).
- Co cię zaimpresjonowało? – zagaduję prowokująco grzecznie (świnia jestem co nieco, podpuszczając przyjaciela, ale to dla dobra Czytelnika, głodnego zwrotów przystających do rzeczywistości).
- Hervé Morin, to ci coś mówi? - pyta mnie Maurycy, jakby miał do czynienia z Pigmejem, któremu nad lasem jeszcze nigdy nie przeleciał samolot.
- Nasz aktualny minister obrony – odpowiadam, po części z myślą o Czytelniku, który nie wie (bo skąd), że obaj z Maurycym mamy ojczyznę-matkę (Polskę) i ojczyznę-żonę (Francję).
- A czytałeś, jak się minister porwał nagle na samodzielność i, w niezgodzie z aktualną wizją rządu, obwieścił, że "Społeczństwo francuskie uległo głębokim zmianom i muszę was nie bez przykrości zawiadomić, że ono już nie jest wyłącznie białe, wiejskie i chrześcijańskie. Życzyłbym sobie, żeby nie mówić więcej o Francuzach wywodzących się z imigracji, tylko o Francuzach spadkobiercach imigracji, ponieważ są oni nosicielami dziedzictwa, będącego dla naszego narodu bogactwem."?
- "A jeśli my wolimy pozostać biedni..." – odpowiedziałem słowami redaktora Minute.


Zamilkłem, a i Maurycy poświęcił  chwilę na milczenie. Jakby chciał dać Historii czas na zanotowanie akcji i reakcji.


- A wiesz, że minister spraw wewnętrznych, Brice Hortefeux,  ma chęć odbierać obywatelstwo poligamom? - podjął po minucie ciszy (po 10 sekundach, dla porządku).
- A na to Marine Le Pen, jak się nie wydrze: "Tak? A gwałcicieli trzymamy? A ci, co torturują dzieci, zachowają obywatelstwo? Tak samo jak ci, co dają starym do połknięcia sodę kaustyczną?" – dokończyłem, żeby pokazać, że jestem au courant.


Maurycy postanowił nie przerywać licytacji:
- A jak Kouchner, minister spraw zagranicznych, zaczął po aferze z Romami skowyczeć: "Można stwierdzić w odniesieniu do tej populacji ucisk, a nawet niewolnictwo. I to mnie wcale nie bawi. Składając dymisję – pomyślałem sobie - postąpiłbym roztropnie. Ale moje niezadowolenie zderzyło się z realiami", to Rozpuszczalnik słyszał?
- Słyszał – odparłem. - Na co redaktor Minute jeszcze roztropniej zauważył, że te "realia", z którymi Kouchner się zderzył, to samochód służbowy, uczty na koszt podatnika, podróże w pierwszej klasie i wysokie stanowisko dla żoneczki.
- Kurwa - podsumował Maurycy.
- ... mać! - dodałem wstrzemięźliwiej.


- Muszę kończyć – zadeklarował nagle przyjaciel. Gardłowo jakby.
- Jeśli nie masz kogo wysłać po nocnik, mogę poczekać – wyrwało mi się.
- Bardzo śmieszne! - nie docenił żartu Maurycy. - Do drzwi dzwoni. Jeśli to dzieci, to nie dam im marznąć, a jeśli to Jebcia, to odwiedź mnie czasem w więzieniu.


Przyjaciel odłożył słuchawkę. A ja pomyślałem, że może to i lepiej, jeśli zawiesimy męczenie Czytelnika natłokiem wrażeń, od których on jest na szczęście jest jeszcze prawie wolny.
Niech jednak Czytelnik nie myśli , że mu się upiecze. Zwłaszcza, że różnym durniom w kraju marzy się to wspomniane przez Hervé Morina pozaeuropejskie "bogactwo".


Aha, w tytule figuruje oscypek.
W istocie, zanim zadzwonił Maurycy, zatrzymałem oko na trasmitowanym przez TVP POLONIA porannym programie "Bity konik towarzyski".
W rzeczywistości była to "Bita śmietanka towarzyska", ale uważam swoją nazwę za bardziej adekwatną.
I niech mi oscypek wybaczy, że go w to mieszam.
Bo też co mam zrobić? Zamienić go na serek biały homogenizowany?

piątek, 24 września 2010

Proces Joanny N.

   



Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy.
Sprawdziłem, czy nie pętają się w pobliżu jakieś dzieci. Zwłaszcza moje. Podniosłem nawet kota, ale pomyślałem, że śpi i niczego nie zrozumie.


- O procesie Joasi Najfeld słyszałeś? - bez wstępu przeegzaminował moje bycie au courant Maurycy.
- Jestem na bieżąco od samego początku - pochwaliłem się, niezdziwiony bynajmniej familiarnością przyjaciela, znanego z czułości na dobro.
- A czy znasz choćby jedną Wandę, która nie byłaby popierdolona? - rozdarł się Maurycy. Tak głośno, że gdybym nawet chciał wykropkować ostatnie kompromitujące słowo, to i tak każdy by je usłyszał.
- Znam - zakomunikowałem na wszelki wypadek.
        


W słuchawce dała się słyszeć niedowierzająca cisza. Przyjaciel postanowił dać mojej pamięci szansę.

- Imię chyba wymyślił Wincenty Kadłubek - zacząłem ostrożnie. - Była taka, co nie chciała Niemca...
- Ciepło, ciepło - wykrzyknął Maurycy. - A teraz wszystkie chcą! A jakbyś skoczył na NONSENSOPEDIĘ, to byś sobie przeczytał, że

" Wanda to żeńska forma wandala. Każda, absolutnie każda Wanda pali, pije i bije każdego, kto jej wpadnie pod rękę. Idąc ulicą nie może się powstrzymać, żeby nie rzucić kamieniem w jakąś szybę, albo kopnąć jakiegoś pana, nawet pod groźbą spocenia się. "

- Do rzeczy, Maurycy - postanowiłem wstawić rozmowę na tory. Joanna Najfeld powiedziała w dyskusji telewizyjnej, twarzą w twarz, że "Organizacja pani Nowickiej jest częścią międzynarodowego koncernu, największego w ogóle, providerów aborcji i antykoncepcji. Pani po prostu jest na liście płac tego przemysłu". A Wanda ...
- A Wanda N. - wskoczył Maurycy, jakby nie chciał usłyszeć całego nazwiska - zamiast przytaknąć, poleciała do sądu.
- A Wanda N.(1) - przyjąłem konwencję - mogła publicznie zaprzeczyć i oświadczyć, że 100 000 funtów, to nie płaca, tylko nagroda, etc. 
Skorzystałem z faktu, że w telefonie zaczęło sapać, i przystąpiłem do wyrażenia chybotliwej nadziei, że niezawisły sąd będzie niezawisły i że żądająca tajności rozprawy Nowicka wreszcie się przed nim stawi (2).


Nie danym mi jednak było wyjść poza pierwszy, pogrubiony akustycznie przymiotnik "niezawisły", bowiem Maurycy przystąpił do monologu na temat oskarżycielki "Wandy N." i uprawianej przez nią działalności.
Próbowałem mu przerwać, krzycząc rozpaczliwie, że "tyle uwagi dla tej … no … niewiasty - to za dużo zaszczytu", itp., ale przyjaciel nie dawał się zbić z nóg i obciążał kanał telefoniczny słowami i wyrażeniami tego rodzaju, że teraz, kiedy naszą rozmowę relacjonuję, nie potrafię wyłowić z jego wypowiedzi choćby jednego słowa, które dałoby się zacytować. Nawet słowa "mać", które Maurycy prawdopodobnie uznał za zbyt uprzejme.


- A na blogu - zakończył przyjaciel - ma być wszystko, co powiedziałem. Albo, kurwa, nic!
 
Odprawiłem żonę z kawą i poprosiłem o whisky. Trzeba się było zastanowić. Najłatwiej byłoby zrezygnować z raportowania, ale jak tu kapitulować, jeśli samemu myśli się to samo. Tyle, że bez licencji na wolność wyboru formy.


W końcu się postawiłem i oświadczyłem Maurycemu, że dać świadectwa jego poglądom w formie literackiej nie mogę, ale postaram się jego opinie ukazać graficznie, siejąc pêle-mêle różne obrazki.
- Czytelnik nie bałwan, podrapie się po tonsurce i się w naszych poglądach połapie! - założyłem optymistycznie, myślac o "młodym, prężnym, stawiającym sobie za cel dobro kobiety feminizmie" i  wszelkich "ruchach proaborcyjnych".


Odpowiedziała mi cisza.
Zrobiło się niewyraźnie. Ani fotografie ani rysunki nie oddadzą ciężaru gatunkowego i urody sformułowań Maurycego, ale każda rzecz ma swoją cenę. Co oznacza, że nie pozostaje mi, jak oddać się w ręce Czytelnika. W klasycznej dla rozmów z Maurycym atmosferze subtelności uczuć, sięgającej rozczulenia. Prowokującej niejednokrotnie rzewność generalną.






















 
* * *








"Lewica rozpaliła stosy", powiedziała Pani Joanna Najfeld na swoim blogu.
 "Opali sobie rzęsy", dopowiadam ja, na swoim. 













________________________________________________


(1) nauczycielka łaciny Wanda Nowicka,

Stowarzyszenie na rzecz Państwa Neutralnego Światopoglądowo Neutrum,
Federacja na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny,
ASTRA (Central and Eastern European Women’s Network for Sexual and Reproductive Health and Rights),
Development and Research Training in Human Reproduction Programme,
Steering Committee HERA (Health, Empowerment, Rights Accountability),


(Wikipedia: "współpracowała z holenderską Fundacją Kobiety na falach i koordynowała udział organizacji polskich w wizycie statku Langenort pełniącego rolę gabinetu aborcyjnego we Władysławowie")


laureatka polskiej edycji konkursu Kobieta Europy,
laureatka Tęczowego Lauru,
2005 : nagroda 100 000 funtów od Fundacji Sigrid Rausing dla sieci ASTRA za wyróżniające się przywództwo,
2008 : "prestiżowa" Nagroda Uniwersytetu na Wygnaniu (University-In-Exile Award) od nowojorskiego uniwersytetu New School for Social Research (ustanowiona w celu uhonorowania osób i instytucji wspierających rozwój demokracji i praw człowieka).


(2) Pierwsze posiedzenie rozprawy głównej wyznaczone zostało na dzień 13. stycznia 2010. Rozprawa na wniosek oskarżycielki została utajniona (sic!) a następnie odroczona do 23. lutego 2010.
23. lutego 2010 rozprawa została ponownie odroczona, do 29. marca 2010. Wanda Nowicka nie stawiła się w sądzie.
29.03.2010: Szóste posiedzenie, piąte odroczenie… Rozprawa główna została ponownie odroczona, tym razem do 24. maja. To już trzecie odroczenie rozprawy głównej, piąte w ogóle w tej sprawie.
24.05.2010 bez niespodzianek. Rozprawa została po raz kolejny odroczona, tym razem na dzień 19 lipca 2010. Jej przebieg pozostaje tajny (na życzenie oskarżycielki Wandy Nowickiej).
(za Prawica.net) 

czwartek, 2 września 2010

Nowe logo Pedałowa




Dzwoni do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy i ponownie, bez objawów zainteresowania moim zdrowiem i majątkiem, przechodzi do rzeczy.
- W parku siedzę - mówi tonem, jakby siedział na mrowisku.
- Od kiedy masz komórkę ? - pytam.
Podstępnie pytam. Wiem, że Maurycy nie ma komórki, więc problem limitu czasowego w pożyczonym od kogoś sprzęcie wiąże się z odpowiedzią na inne pytanie: czy mam sobie przysunąć krzesło?
- Przysuń sobie krzesło - słyszę.
"Chitra" bestia.
- … bo gadam z laptopa, a tu skądś dołazi WiFi, czy jak mu tam.
- W którym parku spoczywasz? Koło domu? W Jardin du Luxembourg?
- W Pedałowie.
- Tyle ich łazi ?! - zdumiewam się.
- Z Polski dzwonię.

Robi się ciekawie. Wiem, że Maurycy ma rodzinę w Małopolsce, w Nowym Sączu ściśle.

- No i co ? - zostawiam mu pole do popisu.
- To Pedałowo, to nowe osiedle...
- ... i heteroseksualnym kobitkom nie można na nim mieszkać - wyskakuję trochę do przodu.
- Żeby - dolatuje do mnie początek burzy akustycznej. - to by było, kurwa, jaśniej. Nazwali to Pedałowo, bo Unia zafundowała w lesie ścieżkę rowerową. To trzeba było dorobić osiedle.
- Hi, hi - chwalę się wiedzą - nowe logo w Nowym Sączu macie. Podobno pachnie gejami,satanizmem i okultyzmem.

(Maurycy zaczyna kaszlać, a ja korzystam z okazji, żeby wyjaśnić Czytelnikowi, o co chodzi:

Owo logo zawiera tęczową dłoń z czarnym prostokącikiem w środku i obietnicę na piśmie, że "Nowy Sącz dobrze wróży". Według studentów z Duszpasterstwa Akademickiego "Strych", tęczowość łapy symbolizuje sodomitów, a wytatuowana w środku czarna kropka jest satanistycznym symbolem "zakropkowania", czyli oddania się szatanowi".
Tymczasem według władz miasta, cierpiących w sprawie logo na zaparcie, herb miasta ze świętą Małgorzatą ważności nie traci, otwarta ręka jest tęczowa na znak wielokulturowości miasta, a czarny prostokąt oznacza środek w postaci Rynku z ratuszem.
Kończę wyjaśnienia, bo słyszę, że Maurycy się wysmarkał i odzyskuje głos.)

- No to ja mówię rodzinie, że im zaprojektuję logo Pedałowa. Tylko potrzebuję twoich konsultacji, kurwa.
- Kurwy bym nie proponował - rozsiadam się i daję znak żonie, że kawa byłaby na miejscu.
- W środku dałbym gołą dupę, całą w tęczy. A do niej strzałkę bym dał - zaczyna projekt Maurycy. - Pasuje ci?
- Mnie nie pasuje - zgłaszam votum separatum - ale władze miejskie bez trudu wyjaśnią, że dupa symbolizuje łono natury, a strzałka - że chodzi o naturyzm. Tęcza będzie oznaczała wielokulturowość, czyli wstęp otwarty dla golców krajowych oraz z importu : ukraińskich, żydowskich, niemieckich, słowackich, czeskich, brazylijskich, ...
- Dobrze, już dobrze - przerywa mi zaraz na początku listy Maurycy. - Z boku dodałbym niedokończoną piramidę, cyrkiel i węgielnicę. Ciągle pasuje ?
- Mnie nie pasuje - powtórzam "do znudzenia" - ale władze zawsze mogą przysiąc, że piramidka nieukończona, bo ośrodek w nieustannej rozbudowie, a z cyrkla ma pożytek projektant.
- Sukę bym jeszcze wstawił - dobiega po chwili ze słuchawki. - A na suce psa.
- Ekologów chcesz mieć po swojej stronie - nie bardzo łapię intencję. - To daj ropuchę na ważce.
- Ropuchę-sruchę - irytuje się przyjaciel. - Chodzi o symbol związku partnerskiego. Lata tu po alejce suka, a za nią lekko z dziesięciu partnerów, to od razu mi przyszło do głowy. A może wsadzić na sukę ze dwa psy, a na wierzch jeszcze z jedną sukę?
- Nie, nie. Absolutnie nie - oponuję. - Wszystkich nie zmieścisz. Ale... jeśli zostawisz jednego psa, … to czy to nie będzie oznaczało braku tolerancji dla niewierności?
- Fakt, kurwa - szarzeje głos Maurycego. - A jeśli szołbiznes loga nie poprze, to nie wiem...
- A jak tam twoja siostrzenica? - próbuję sobie przypomnieć, czy Maurycy ma coś takiego jak siostrzenica.
- Z partnerem mieszka.
- Czy mi się wydaje - szukam nici Ariadny pod berecikiem - że miała bliźniaki, a potem córkę...
- Córkę, to miała z mężem - słyszę jak głos przyjaciela zaczyna puchnąć. - A bliźniaki, to ma, kurwa, szwagier. Z partnerką, którą właśnie wymienił na nową. Jutro stąd wypierdalam, bo mi się chce … wymiotować.
- Wymiotować? - nie potrafię zapanować nad miłym zaskoczeniem.
- Wymiotować - potwierdza przyjaciel - bo mi się już od tego chce rzygać.
- A co z logo?
- Pójdę zaraz do szefa miasta i wsadzę mu je, jak pokazuje strzałka.
- Niewiele ci pomogłem - wyrażam fałszywą skruchę.
- Miałem komu opowiedzieć projekt - uspokaja mnie Maurycy. - Jak próbowałem pogadać o nim ze szwagrem, to żeby nie dostać po mordzie, musiałem mu dać pierwszy. Bo ta jego nowa partnerka - to partner.



- Z rodziną najlepiej wychodzi się na fotografii - na głos przypomniałem sobie stary banał.
- Spływa mi to, jak gówno po kaczce - zamknął laptopa przyjaciel.

I zrobiło się cicho.
Jutro wraca, to mi opowie.



wtorek, 10 sierpnia 2010

Jeden półgłówek - tysiąc półdupków

 
Dzwoni do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy i pyta, czy otworzyłem skrzynkę. Bez grzecznościowego zainteresowania się moim zdrowiem i powodzeniem materialnym.
Różne myśli przebiegają mi przez głowę, ale żadna nie wypełnia sensem kryteriów, obowiązujących w rozmowach z Maurycym.
- Skrzynkę?
- Internetową, kurwa - zdobywa się na cierpliwość przyjaciel. - Zdjęć ci nasłałem z komentarzami. Spróbuj nie zamieścić!
- Bo co? - ponosi mnie ciekawość.
- Bo możesz zapomnieć o blogu "Dzwoni do mnie Maurycy".
- O kurwa ! - odpowiadam skrótem myślowym. - To brzmi groźnie. Ale tytuł dam od siebie i przetłumaczę wszystkie podpisy na polski.

Milczenie biorę za zgodę, a trzask słuchawki - za kropkę. Popatrzmy, co przyniosła e-poczta...
Odkrywam staranne opracowanie, napisane pod znanym edytorem, którego nazwy nie podam, bo reklamy za darmo nie robię.
Ilustracje są.
Tytuł "Kto chujów słucha, temu śmierdzą ucha" z miejsca budzi moje zastrzeżenia. Na pewno przerobię po zapoznaniu się z całością.

(…. zapoznaję się … )

Pora na prezentację ilustrowanych zwierzeń Maurycego:  

Okładka nowego WPROST (Lis, Najsztub, Środa, Hołdys, itd.) - pod "WOJNĄ KRZYŻOWĄ" podtytuł "Fanatycy w natarciu, państwo kapituluje".


Komentarz Maurycego "WPROST szcza na fajerki" przekładam na "WPROST robi z igły widły".

Następnie mamy serię portretów wpływowych osobistości, wybranych niewątpliwie z całą złą wolą, na jaką mojego krewkiego przyjaciela stać.

Fotografie te zamieszczę bez oryginalnych podpisów, ponieważ chciałbym przechadzać się bez szeptów za plecami "Ale z niego wulgus. Jaki to delikatny się zrobił.".
 
Rozdział, jaki następuje, nazwę "Wychowawcy nowych pokoleń", z oburzeniem rezygnując z oryginalnego tytułu, którego ostatnie cztery litery brzmiały "...syny" :
 
Wychowawcy nowych pokoleń
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 

Jeśli chodzi o tytuł rozdziału 2, to Maurycy zadowolił się dorzuceniem słowa "Nowe" do tytułu nadanego przez siebie rozdziałowi 1.
Co dałoby "Nowe ...syny".
Z czym ja naturalnie zgodzić się nie mogę.
Nie, i nie!
I proszę mnie nie prosić!

Pamiętamy, że Sodomici oblegli dom, w którym schronili się wysłani przez Boga Aniołowie. Jakkolwiek gwarancji za niektórych aniołków spod Pałacu Prezydenckiego dać bym nie mógł, to jednak z natchnienia korzystam i daję tytuł II rozdziału fotograficznego, jak następuje :

Oblężenie w Sodomie



Na tym kończy się materiał nadesłany przez Maurycego.

Jeśli Czytelnik wciąż nie widzi szczególnego sensu, zawartego w tytule całości, to pomogę mu przypomnieniem powiedzonka, że "Ryba psuje się od głowy".
Jeśli jednak zamiast ryby z głową prezentuje się półgłówek z połową głowy, to pewne jest, że nie chodzi o rybę i że od jego półgłowy psuje się tysiąc półdupków.
A nawet znacznie, znacznie więcej.

środa, 4 sierpnia 2010

Na WPROST Woodstocka

 
 
Przyglądam się stronie internetowej, na której zapowiada się nowość pod starą nazwą WPROST, kiedy telefon zaczyna się jakby drapać i w końcu dzwoni.

- Cześć - przystawiam się ostrożnie do słuchawki.
- Jadłeś już? Możesz dzwonić na policję, żeby mnie za jakieś dziesięć minut zabrali?

Po diabła Maurycy pyta, czy jadłem, jeśli nie czeka na odpowiedź. Postanawiam poduczyć go na odcinku form.
- Jadłem, dziękuję.
- A co mnie to obchodzi ? To co, wysyłasz policję?
- Dlaczego dopiero za dziesięć minut?
- Bo udusić Jebcię mógłbym w parę sekund, ale chcę mieć przyjemność.

Nastawiam uszu - chodzi o teściową Maurycego. Kobietę, której nieobce były żadne rozkosze tego świata, oprócz przyjemności noszenia majtek. Hipiskę jeszcze dzisiaj, tyle lat po tym, jak nad ostatnim skatalogowanym hipisem przestały unosić się muchy. Miłośniczkę błota, znawczynię przystanków Woodstock i przystanków autobusowych. Autorkę i jedyną wykonawczynię piosenki "Czekam na Usa, czekam na bluesa, aha // ale mam Rusa, co zdrowo rusa, aha", amatorkę mężczyzn, którzy kolektywnie zostawili jej dziecko, a ona to dziecię - instytucji opiekuńczej.
Kiedy Maurycy żenił się z Husią, nie miał pojęcia o istnieniu i osiągnięciach moralnych biologicznej babci jego córek.
 
- Jeśli chcesz dusić babunię - odpowiadam - to przyjadę na pięć minut przed policją i schowam się za kotarą. Też mam prawo do rozrywki.
- Stoi - przyklepał układ Maurycy. - Ale będziesz współwinny.

Postanawiam dać sobie trochę czasu.
- A co, czcigodna mamusia znowu dokazuje?
- Dokazuje? - zaczyna dymić się ze słuchawki - Jak ta dżuma pojechała do Owsika, czy jak mu tam, to poprosiłem córki, żeby się zastanowiły nad klepsydrą dla babci, bo byłem kurwa pewny, że stara się naćpa i znajdą ją w błocie, …. a tu rano widzę, jak Jebcia w pełnej formie wyciska sobie w hallu wągra, a dzieciątka się chwalą, że "babcia im zaprenumerowała WPROST, bo babcia kocha się w Hołdysie".
- Od kiedy się kocha?
- Wygląda na to, że zaczęła, zanim jeszcze Zbysio przybrał na wadze.

- Ale nie będziesz chyba dusił przy córkach? - upewniam się pro forma.
- Wypędziłem Husię z gówniarami do kina pod pretekstem, że babunia musi się zregenerować na kanapie.
- A wiesz chociaż, kto tam w tej nowej redakcji jest oprócz Hołdysa? - polewam barbecue oliwą. Prosto z butelki.
- Kurwa kto ? - wietrzy złe nowiny Maurycy.
- Lis, jako naczelny....
- Chodzi lisek koło drogi - złowróżebnie nuci telefon.
- Środa Magdalena - chlustam już nie oliwą, tylko środkiem do zmywania podłóg w farbiarni - i Najsztub.
- Ja … - odpowiada mi cisza, zakończona sekwencją chrapliwych dźwięków zawartych między "p" i "ę".
- To co, policja za dziesięć minut, a ja za pięć?
- Policja za pół godziny. The show must go on! Jak najdłużej.

Dzwonię za pół godziny.
- Już ci go daję - poznaje mnie Husia.
- Mam nadzieję - nie pozwalam jej odejść - że nie zbudziłem starszej pani....
- Starszej pani? Mamusia wyjechała wcześnie rano - dziwi się Husia i słyszę jej obcasy na parkiecie.
- Czyli babci Jebci nie ma - cedzę konstat na dźwięk sapania.
- Ale z prenumeratą to prawda.
- I duszenia nie będzie - kontynuuję cedzenie.
- Pomarzyć nie wolno? - grzecznie odpowiada Maurycy.

A ja jestem pewien, że Husia stoi pytająco obok i stąd wypowiedź przyjaciela jest wolna od wtrętów starosłowiańskich, mylnie branych za łacińskie.

poniedziałek, 12 lipca 2010

Ruch Poparcia Franka

 
 
Zadzwonił rano Maurycy i mówi, że do niego też dzwonią.
- Wielka rzecz! - odpowiadam wymijająco.
- A o ruchu RPP ty słyszał, a ?
- Coś mi się o uszy obiło - podrapałem się po pidżamie - Ruchał Pies Polityków ?
- Prawie. Ruch Poparcia Palikota.
- Maurycy - zwróciłem się do przyjaciela jak do przyjaciela - Ten ruch mam "dokładnie tam" i obojętne mi, czy rucha się w nim 10 czy 200 milionów. A ty pleciesz, jakbyś całą noc świętował zwycięstwo Hiszpanii z Hiszpanami.
- Z Holendrami - sprecyzował Maurycy. - Ale czy ty znasz Korę albo Teatr Ósmego Dnia ? Tak na telefon ?
- Boże uchowaj. A po co?
- Bo dzwonił Franek, ten co założył blog "Wszystko chuj!" i jemu jest potrzebny Ruch Poparcia Franka. Na razie ma jednego członka, ale jakby mu Kora napisała list z chłopem i teatrem, to by go z PO nie mogli wyrzucić.
- A od kiedy Franek jest w PO?
- A kto mówi, że jest?
- A ci Holendrzy, to jeszcze u ciebie siedzą ? - zmieniłem temat, żeby się lepiej zorientować w sytuacji.
- Siedzą. Znaczy, jednemu udało się podnieść i siedzi.
- To niech Franek może zadzwoni do Gazety Wyborczej i powie, że go siostra zakonna macała. Jak miał miesiąc i wypadł z wózka - wpadłem na pomysł. - Tylko niech nie zapomni powiedzieć, że to go tak okaleczyło, że teraz nie ma się z czym żenić.
- Z Franka może chuj, ale nie aż taki ! - odrzucił dyplomatycznie pomysł Maurycy.
- A to nie ten Franek, który zgłosił patent, jak przerywać ciążę na dzień przed porodem?
- Ik ben vegetariër - usłyszałem nagle z drugiego planu.
- To wypierdalaj na trawnik, tam się nażresz - ryknął Maurycy.
- Co, Husia obudziła któregoś bigosem? - zapytałem nie wiem po co.
- Wegeterianin się kurwa znalazł! - wysapał Maurycy i trzasnęło w słuchawce.

Nie wiem jak skończy się historia z RPF, ale wegeterianin z Franka nie jest, a intelektualistów estradowych u nas nie brak. O, choćby Zuza Kukuruza! Z czwartym mężem, który umie pisać. Chociaż nie tak dobrze jak trzeci. Ale lepiej niż drugi.

wtorek, 25 maja 2010

Krótka historia muzyki nowojorskiej

 
Dzwoni do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy i z miejsca mnie niepokoi.
- Co robisz, kiedy ja tu do ciebie dzwonię telefonem? - pyta kategorycznie.

- Pracuję na komputerze - zeznaję bezwstydnie. - Na swoim.
- A kto do tego komputera wymyślił nuty?
Czas na obronę, choćby słabą.
- Nuty? Abraham Nutman z Białegostoku - deklaruję.
- Żebyś wiedział. Tylko, że jemu nie było Abraham, tylko Abram.
- Nie da się ukryć - zgadzam się taktycznie. - To ten Nutman, który Beethovenowi pisał.
- Ludwikowi van Beethovenowi.
- No chyba nie psu z Hollywood.
- Aj - krzywi się telefon. - Ty wszystko mieszasz. Beethoven sam sobie swoje kawałki napisał, kiedy jeszcze mieszkał w shtetlu. A Nutman wymyślił nuty dla Mozarta. A potem żona mu to do kołyski śpiewała. Z jego Yiddishe Mame.
- Żona miała na imię Noemi? - ryzykuję bez ryzyka.
- Tak jest - potwierdza Maurycy. - Ale jak wypadł coroczny pogrom, to jej to zmienili na Doremi.
- Na Doremi... - gubię się trochę.
- Teraz wiesz, że nie wiesz - tryumfuje Maurycy. - I tak Noemi Nutman ze shtetla zrobiła się Doremi Fasola z Nowego Jorku. Teraz każdy gówniarz śpiewa do-re-mi i tak dalej. A ile oktaw ma twoja klawiatura?
- Z piętnaście będzie - zgłaszam. - Mysz je pilnuje.

Zaczyna przedłużać się cisza.
- Kurwa! - nadbiega komunikat.
Marna kurwa. Bez wyrazu i zachęty.
- A co tak, mniej więcej ?... - bąkam.

- Słuchałem przed chwilą radia France Inter - mówi Maurycy - i co słyszę? Zapowiadają Octet Sirba i koncert "Od shtetla do Nowego Jorku". Pomyślałem, że jakieś Biuro Podróży poda adresy tanich sklepów, a tu słyszę muzykę.
- Coś mi to mówi - wychodzę na prowadzenie. - Szef grupy nazywa się Jankiel. Czy to nie Mickiewicz robił mu recenzję w Disco Dziady?

- Kurwa - nie podejmuje klimatu przyjaciel. - ty sobie posłuchaj na internecie tę shtetlową music. Ja do tej pory myślałem, że jest coś takiego, jak muzyka cygańska, węgierska, rumuńska, ukraińska, dumki, czardasze, a tu się okazuje, że wystarczyło tysiąc lat temu zrobić studio nagrań w shtetlu i cała reszta Galicji mogła była sobie odpocząć. Jeszcze tylko brakuje, żeby z Cyganów tantiemy zaczęli dzisiaj ściągać.
- Posłucham - obiecuję. - A poza tym?
- Hartmana widziałem. I słyszałem.
- Na Polonii? U Pospieszalskiego? Jeszcze mi jego widok przed uszami lata.
- A film "Lejdis"? - podgrzewa Maurycy.
- Widziałem, kurwa - odpowiadam.
- Mnie to wczoraj Husia do domu przywlokła. To częściowo obejrzałem - relacjonuje przyjaciel. - A propos, mam wrażenie, że robisz się, kurwa, ordynarny.
- Ty, to gówno podobno widziało trzy i pół miliona Polaków - skręcam kierownicę w stronę liczb.
- No, a w partii za Gierka było tylko trzy miliony - analizuje rozmówca. - Mam nadzieję, że nie spadnie na nich za karę jakaś susza.
- Czy inna stonka ziemniaczana - taktownie ustawiam się plecami do aktualnych zjawisk atmosferycznych.
- Czy inne robactwo telewizyjne - zgadza się Maurycy. - To posłuchaj, kurwa.
- Posłucham.

Posłuchałem. Tutaj:

Ludzie, tu jest wszystko, co ktokolwiek kiedykolwiek wymyślił na wschód od Wisły i na południe od Bałtyku. Nawet Marka Grechutę da się usłyszeć.
A może tak się tylko Maurycemu wydaje?
I mnie...

czwartek, 11 marca 2010

Krajobraz po Manifie. Arszenik, młode koronki i stare kurwionki.



Na wyświetlaczu pojawiło się "Maurycy".
- Cześć, Maurycy - podnoszę słuchawkę i sprawdzam, czy jestem sam w pokoju.
- Nie mów mi o nim - szlocha w słuchawce.

Aha, Husia. Ślubna żona Maurycego i matka jego córek. Szukam krzesła.
- Jak chcesz, to też popłaczę - proponuję. - Będzie ci raźniej.
- Ty wiesz - odzyskuje głos Husia - co on córciom powiedział?
Czekam w pogodnym milczeniu, aż ustanie odgłos chustki do nosa.
- Że je wymorduje.
- Jaką techniką? - pytam, wiedząc, że Maurycy dałby się za córki pokroić w plasterki. Żeby każdy ząb krokodyla miał swój kawałek.
- I mnie też chce zabić - popada w nowy szloch Husia.

Robi się poważnie. Mimo że eksterminację Maurycy obiecuje swojej żoneczce minimum raz dziennie.
- Kiedy? - kombinuję, jakby tu zdążyć na miejsce przed egzekucją.
- Chyba zaraz, bo wrzeszczy i lata jak głupi, a córki schowały się w szafie.
- Daj mi go, Husia, ale najpierw powiedz, za co?
- Za Manifę - usłyszałem słowo zmięte i wduszone w słuchawkę.
- Zabrałaś córki na Manifę? - teraz ja ryknąłem. Tak głośno, że prawie ogłuchłem.
- Ale gdzie! - odwrzasnęła Husia. - Co ja durna? Ale jemu się wydawało, że mnie widzi, jak niosę "Mam cipkę". I się zaparł.
Jakby to rzeczywiście Husia napis niosła, przyszło mi durnowato do głowy, to zdrobnienie byłoby bez sensu.

- A skąd wiesz - zapytałem podchwytliwie - że taki napis "Mam cipkę" był?
- A co to my telewizji nie mamy? Albo córcie internetu?
- To daj mi Maurycego. A co do egzekucji, to spróbuj zyskać na czasie. Podgrzej mu wczorajszy bigos. Albo polataj z gołymi nogami do pasa.
- Próbowałam - osuszyła głos Husia - ale nie chce. Spróbuję jeszcze raz. Z nogami i z bigosem. To ci go daję.
- Bigos?
- Maurycego.

- Jak będziesz mordował? - zainteresowałem się po inwokacji, której za żadne pieniądze, w każdym razie poniżej tysiąca euros, nie zacytuję.
- Gówniarom nakupię ciastek przemysłowych, żeby powymierały na sraczkę. A starą sprzedam skośnookim na potrawkę z kota w dwóch smakach. Pod warunkiem kurwa, że ją zarżną przed kamerą.
Groźba musiała być lokalnie odebrana z całą powagą, bo usłyszałem wrzask Husi i śmiech córek. Już nie z szafy.

- Ty, ja kurwa dałbym głowę, że to była Husieńka, z tym kijem od napisu - zaczął spokojniej relacjonować przyjaciel. - Ja tu spokojnie przeklinam uczestników...
- Kogo na przykład - wtrąciłem. Z nadzieją na usłyszenie paru nazwisk w interpretacji Maurycego.
- No to ja kurwa spokojnie obustronnie obklinam - zaczął pełnym zdaniem przyjaciel - Związek Nauczycielstwa Polskiego z przewodniczącym Broniarzem na czele, Napieralskiego z Marksem na czele, Jarugę-Nowacką z Tysiąc na czele i Krawczyk przy dupie, Kalisza z brzuchem, Szmajdzińskiego z Kwaśniewską, Środę ze Szczuką, Bochniarz z Henryką, Wolny Związek Zawodowy Sierpień 80 z Trockim, Ogólnopolski Związek Zawodowy Pielęgniarek i Położnych z Drakulą, Jolantę Fedak z kryzysem, Bratkowską z Gretkowską, Olbrychskiego na Kucu, zielonych, czerwonych, czarnych, śmierdzieli w różowych tiulach, "Chcemy zdrowia nie zdrowasiek", "Nie rydzykuj, zabezpieczaj się", półtorajajowych jołopów w uszatkach, …
- Maurycy - wykorzystałem przerwę przyjaciela na oddech - podzielam wszystkie te intencje, ale obiecaj, że jak ci Husia bigos bez majtek przyniesie, to wypędzisz córki z pokoju, a na końcu zjesz bigos.
- Czujesz, jak pachnie? - zapytał Maurycy. Bez sensu. Ale do żółci dosypał tyle cukru, że głosowo sięgnął bel canto.
Nie sprecyzował, co tak pachniało, bo urwał korespondencję.

No i masz chłopie placek. On tam sobie ten-tam-tego, a ja tu z trupami z Manify zostałem.
Postanowiłem sporządzić sobie collage, żeby nie naśladować Maurycego w pustce.
Kto chce niech obejrzy i pomamrocze.

Rozpuszczalnik

środa, 10 lutego 2010

Z pamiętnika wikarego (1)




Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy i doszło do dialogu.

- Czy ty wiesz, co ja mam w ręku? – pyta Maurycy.
- A gdzie masz rękę? – odpowiadam ostrożnie pytaniem.
- Kurwa, no nie tam, gdzie Puszkin nogę stołową – nawiązuje do pewnej anegdoty Maurycy.
- Niech będzie – mówię – no, to co masz w ręku?
- Notes z napisem "Pamiętnik wikarego".
- Ooo – przedłużyłem "O", że dać pełniejszy wyraz zaciekawieniu. – Czyżbyś zaczął odwiedzać zakrystie?
- Córunia dała mi poczytać. Jej najbliższa koleżanka ma młodego wikarego w rodzinie i podwędziła mu pamiętnik, żeby się pośmiać.
- I co? Ciekawy?
- Stary, ja ci tylko przeczytam coś ze strony drugiej i trochę z trzeciej.
- Wal ! – przygotowałem sobie krzesło.
- E-e-e-e, e-e-e-e – słuchałem przez chwilę pozycjonowania kursora, aż lektura zaczęła się i nabrała płynności:
3 wrzesień (idzie jesień) Postanowiłem dodawać do każdej daty jakąś pouczającą rymowankę. Jak będzie luty, to napiszę "1 luty (podkuj buty)" a później na przykład "15 luty (nie chodź na skróty), 16 luty (gdzie są mamuty ?)". Luty nie jest łatwy i boję się, że na mamutach skończę.

Na plebanię przyszło dwóch łysych, w tym jeden z bejsbolem. Pewnie go noga boli, to się podpiera. Chcieli, żeby w kościele była tablica ku czci Franka. Nie wiem, kto to był Franek, ale ten jeden tak machał bejsbolem, że ksiądz proboszcz Ż. się zgodził. Ma być marmur i złoty napis "FRANEK 1989 - 2009".
4 wrzesień (czas uniesień) To jest euforyzujące – pierwsza parafia, pierwsze miesiące pracy, pierwszy proboszcz. Nasz kościół jest piękny i nowy. Gdzie jednak nie ma malkontentów – jedna wierna skarży się, że dla niej na wszystkich stacjach Drogi Krzyżowej jest ten sam bohomaz. Nie zna się biedna na sztuce współczesnej. Tymczasem artysta był ze stolicy, a w dodatku wszystko ponumerował. Tak żeby było widać.
- Maurycy – przerwałem lekturę – jesteś pewien, że to pisał wikary?
- Wszystko się zgadza. Jadę dalej, bo zaraz będzie o mnie, hehe.

5 wrzesień (co tu wzniesień !) Wezwałem matkę jednej z uczennic, która się na lekcjach religii kręci. Mówię do niej, niech pani spocznie, a ona do mnie, cytuję "Ślepy, czy co, kurwa?". Patrzę, a to ojciec. Bardzo kolokwialny. "Żona Husia robi bigos, to ja przyszedłem. Maurycy jestem." Pytam go, co znaczyło słowo kurwa, a on zaczął się wywyższać, że to po łacinie. Łacinę w seminarium zlikwidowali, to się tylko ucieszyłem, że nie było po grecku. Bo grekę zlikwidowali jeszcze dawniej . Maurycy obiecał, że córce natrze i poszedł. Uszu natrze. Sympatyczny.


6 wrzesień (mało zalesień) W naszym kościele jest bardzo dużo tablic i trzy sarkofagi. Największy sarkofag jest przemysłowca, który ufundował ołtarz w bocznej nawie, a który był wcześniej pierwszym sekretarzem w powiecie. To on załatwił kamień na budowę kościoła. Drugi sarkofag z rzędu jest jego żony, która jeszcze żyje i kieruje produkcją, a trzeci – poety, który wrócił ze Stanów Zjednoczonych Ameryki Północnej i po powrocie zaczął kochać Polskę, a zaraz po tym zszedł. Wszystkich tablic nie wymienię, ale jest taka na przykład "Mgr Kuba Stefków z żoną, magister farmacji, zasłużony dla regionu, Pokój jej pamięci." Nie wiem dlaczego "jej pamięci", a nie jego, ale to nie moja sprawa.
Przyszedł dzisiaj wierny w turbanie i mówi, że jako mufti z miasta wojewódzkiego, chce ufundować tablicę na cześć Alego bin Nasredina, bo w meczecie tablicy przyczepić nie można, a gdzieś trzeba. Kto to był Ali bin Nasredin, zapytał ksiądz proboszcz, ale mufti wyciągnął 10 tysięcy dolarów na ofiarę żeby było ekumenicznie. Chyba się zgodzimy.


7 wrzesień (idzie jesień) Rymów mi brakuje, to zacząłem od początku. Dzisiaj przyszedł ekumeniczny rabin z przewodniczącym gminy, panem Staubem. Tak samo, jak mufti, powiedzieli, że w bóżnicy tablic wieszać nie można, "a gdzieś trzeba" i pokazali czek na 15 tysięcy dolarów. Jak ekumenicznie, to dobrze, zgodził się ksiądz proboszcz. A co ma być na tablicy, zapytał. Ma być po hebrajsku, odpowiedział enigmatycznie przewodniczący gminy. Ale co ma być na tablicy po polsku, chciał dla porządku wiedzieć ksiądz proboszcz. Ujś, powiedział pan rabin ekumeniczny, to ma być na cześć tego, jak on tam, Jan Tomasz Wydrwigross. Chyba nie chodzi o Jana Tomasza Grossa? – wykrzyknął ksiądz proboszcz. Jeszcze gorzej, zapewnił go pan rabin ekumeniczny. Ale to obstaluje Nowy Jork.
8 wrzesień (idzie jesień) Nie mogę sobie przypomnieć, jaki był następny rym po jesieni, to ...

- Dobra, Maurycy, chwilowo wystarczy – przypomniałem sobie, że muszę coś zjeść. – Zarejestrowałem wszystko i opublikuję. Będzie to ciekawy wkład do dyskusji na temat wprowadzania kolorowej współczesności do kościołów.

Chciałem jeszcze zapytać Maurycego, jak udał się 5 września bigos, ale po drugiej stronie nie było już nikogo.
Fakt, przerwałem Maurycemu, a on tego bardzo nie lubi i potrafi to pokazać.
Wiem, że nie obraził się na długo.
Ale dzisiaj już chyba nie zadzwoni.
R.

poniedziałek, 8 lutego 2010

Kościół i jego ściany



Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy. Ściśle biorąc, zadzwonił i … nic.
- Albo jego telefon z tarczą obrotową się popsuł – pomyślałem – albo dzieci się bawią.
- Gustloff ! – słyszę nagle.
- Wiem – mówię. – Zatonął. Raczej dawno.
- Nie w tym rzecz – zdenerwowała się słuchawka.
- Na fiordy już nie popłynie – jąłem obstawać przy swoim.
- A o redemptorystach z kościoła pod podwójnym wezwaniem w Gdyni ty słyszał?
- Słyszał – wszedłem w styl.
- To dobrze, że nie mam jakiegoś redempterodaktyla pod ręką – bulgotało w gardle Maurycego.
- Maurycy – jąłem lać oliwę na pierwsze fale – cały kraj huczy od tego, nie mówiąc o wyciu dziennikarza z Dziennika Zachodniego, który co słowo, to albo łże albo przesadza. Każdy zaklina się na swoją "prawdę i tylko prawdę", i każdy ma trochę racji. Faktem jest jednak, że to Niemcy rozpętały tę cholerną wojnę i to Niemcy ponoszą odpowiedzialność za śmierć milionów ludzi, w tym własnych obywateli. Kto policzy wszystkie statki storpedowane przez U-Booty w czasie dwu wojen światowych i cywili zabitych w czasie ucieczek przez Stukasy we wszystkich krajach Europy. Trudno wymagać od ruskich, żeby trzymali się peryskopu i sprawdzali papiery pasażerów statku, a zwłaszcza okrętu transportowego pod banderą wojenną..
- Ale ja nie o tym mówię! – wrzasnął Maurycy.
Przyznam, że nieco zdurniałem.
- Czyżbyś podzielał moje zdanie – zacząłem dywagować – że w gruncie rzeczy dzieci dzieciom i baby babom równe? Niemieckie – naszym, nasze – ruskim, i tak dalej? Że winna jest przede wszystkim przeklęta wojna, i że dlatego, mimo wszystko, na niemieckiej szalce wstępnie spoczywa niezły ciężarek?
- Kurwa! – nie zamierzał gasić ognia pod swoim wzburzeniem przyjaciel. – Czy ty mi dasz dojść do słowa?
Postanowiłem dać mu dojść do słowa.
Między innymi z obawy, że po szrapnelu "kurwa" może nadlecieć prawdziwy Tomahawk.
- Oui ? – wydelikaciłem się po francusku.
- Zgodzisz się – zsunął się na pojednawczy ton Maurycy – że gdyby Niemcy, z Polski czy z Niemiec, wystawili sobie tę i jeszcze sto podobnych tablic na jakimś domu, w parku, na plaży czy nawet w porcie, to nie byłoby żadnej sprawy?
- Byleby tylko nie finansował tego Urząd Miejski – dorzuciłem klauzulę.
- To powiedz mi – zaczął z powrotem wznosić głos Maurycy – czy kościoły są od tablic? Zwłaszcza tablic o ewidentnym zabarwieniu politycznym?
Zaczynało mi świtać, o co chodzi Maurycemu. Klucz w zamku zaczynał się kręcić.
A Maurycy kontynuował:
- Zawsze myślałem, że kościół, jako budynek, to miejsce gdzie jest tabernaculum i gdzie ludzie zbierają się na modlitwę i mszę. A nie cmentarz czy targowisko próżności! Ani plac defilad!
(Już w tej fazie powinienem dorzucać wykrzykników, ale ograniczę się do ostrzeżenia – powinno ich być dużo, i coraz więcej!)
- Patrz, czego nie ma w kościołach: poczty, sztandary, tablice, tabliczki, pomniki, pomniczki, rzeźby, płaskorzeźby, sarkofagi, trupy wyschłe, zaschłe i świeże – wszystko to w miejscu, w którym powinien być Bóg Żywy i przyszłość, skupienie, modlitwa i marzenie. A tu trupy i pieniądze...
- Memento mori – spróbowałem na wszelki wypadek. – "Pamiętaj na śmierć". Czyż śmierć nie jest etapem w drodze do życia wiecznego? Czyż …
- Jest! – zagrzmiał telefon. – Ale w tych kościołach jest pełno śmierci za pieniądze. Jeśli w żadnym kościele nie ma grobu chłopa pańszczyźnianego, który przeżył życie jak prawdziwy święty, to ma nie być sarkofagu księżnej, która miała stu kochanków i zdechła z przejedzenia. Ani żadnych tablic pamiątkowych, bo na to są inne miejsca. I to takie, gdzie pod okiem policji zainteresowane strony będą sobie mogły wybijać zęby spokojnie i z precyzją!

Zacząłem intensywnie milczeć. Przygotowany na ten punkt widzenia raczej byłem. Wyznam, że nie lubię tradycji porcjowania świętych i wystawiania na widok publiczny ich szczątków w postaci relikwi. Jakby nie wystarczyły ewentualnie puste relikwiarze z karteczkami, o których świętych chodzi!

- Maurycy – zacząłem.
I skończyłem. Po drugiej stronie nie było nikogo.
Wypadało docenić gest.
Mój krewki przyjaciel miał z pewnością jeszcze wiele do powiedzenia, ale musiał się bać o moje uszy, moje nerwy i mój sen.
Jeśli tak, to i ja zaniepokoję się stanem nerwów i perspektywą snu Czytelnika, i pójdę się czegoś napić.
Jeśli jednak Maurycy zadzwoni od nowa, to nie będę miał wyboru i wrócę.

R.

poniedziałek, 18 stycznia 2010

Dzwoni do mnie Maurycy (wybór, sierpień 2008 - styczeń 2009)

z forum http://www.forum.michalkiewicz.pl/


(1/10/2008)
Nie powiem, żeby Maurycy nadużywał mojej cierpliwości, już nie mówiąc o przyjaźni, ale dzwoni do mnie coraz częściej.
Nie zawsze się z nim zgadzam, ale ani mnie, ani jemu to nie przeszkadza.

Ponieważ Maurycy za punkt honoru uważa nieposiadanie telefonu komórkowego i dostępu do Internetu, postanowiłem otworzyć temat o tytule jak wyżej i od czasu do czasu wystawić na światło dzienne jego telefoniczne interwencje (nie muszę dodawać, że dzwoni z telefonu klasycznego, bez korbki wprawdzie, ale z ruchomą tarczą).

(3/10/2008)
(5)
Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy.
- Co? – pytam uprzejmie.
- Z budki dzwonię – mówi.
- No to co?
- Nie dość, że zawracasz mi głowę telefonem, to jeszcze głupimi pytaniami – zmienia ton na nieprzyjemny Maurycy. – A ja żeby z tobą porozmawiać, musiałem z budki bezdomnego wyrzucić. Teraz wali w drzwi, bo butelkę zostawił.
- To mu ją wystaw.
- Dziękuję uprzejmie – głosik Maurycego zrobił się głuchy. – Żeby na to wpaść, nie musiałem dzwonić.
- Maurycy – mówię – streść się trochę. Przecież jeśli dalej wali, to musi mieć jakiś powód.
- Chyba mu chodzi o materac dmuchany – zaczyna się streszczać Maurycy. – Kurwa, ten telefon w budzie jest na guziki. W domu mam tarczę, to tu dla pewności tutaj wystukałem twój numer dwa razy. A ty się już po pierwszym razie odezwałeś. Ale twardo dostukałem drugą serię do końca, bo w życiu jak się coś zacznie, to trzeba dokończyć.
- Na kpiny ci się zebrało, aniołku – mówię. – To o co ci w końcu chodzi.
- Czytałem sobie spokojnie circ, Teresę, tatrę i Michała, i nie zauważyłem, że za plecami mam moją Julcię, z domu Capuletti. Akurat zadumałem się nad Michałowym "jak Maurycy, co ongiś zooczył stąpającą z wdziękiem, środkiem schodów, cudną, wiotką, ciągnąca za sobą smużkę ulubionych zapachów - dzisiejszą Maurycyno ;)", jak dostałem kapciem w głowę i torebką po nogach. "Ty coś ukrywasz przede mną, a ja tu robię ci spadkobierców i brzydnę. I jeszcze masz czelność czytać przy mnie donosy. Haha, cudna, wiotka Maurycyno, to już ci smużka moich zapachów w nosie kręci", itd. To wyrwałem jej torebkę i poszedłem się przejść. Patrzę budka, a w budce jakieś bydlę, to mnie natchnęło, żeby sobie przez telefon ulżyć. W końcu kto moje istnienie przed całym forum wysypał?
- Możesz przyjechać do mnie – mówię. – Do mojej nikt jeszcze nie wysłał donosu, że na środku schodów lewituje "cudna, wiotka Rozpuszczalnikowo", toteż nikt mnie jeszcze z ciepła nie wygonił.
- Ale żebym chociaż się przymilał – zlekceważył moją ofertę Maurycy – żebym wypisywał, ile to cynamonu dodaję do bigosu, albo jak długo zaparzam zieloną herbatę w żelazku.
- Zróbmy tak – zaproponowałem pośpiesznie, bo kątem oka zobaczyłem jakiś cień za własnymi plecami – ty wrócisz do domu, a ja zadzwonię do twojej Julci, i najpierw wszystko wezmę na siebie, a potem to wszystko z siebie zdejmę.

Albo moja propozycja przypadła Maurycemu do gustu, albo menel się przestawił z drzwi na przyjaciela, bo w słuchawce umilkło. Zresztą i tak nie mógłbym oddawać się dalszej komunikacji, bo usłyszałem pytanie "A ta cudna, wiotka, to kto?" i musiałem się skoncentrować na własnych problemach. Ostatnim pytaniem, jakie do mnie przed spacerem dobiegło, było "To jej proponowałeś, żeby przyjechała?".

A teraz wyciągnę komórkę i zadzwonię kolejno do circ, Teresy, tatry i Michała o alibi, bo noc długa i zimna, a z podejrzanymi typami w budce nie sypiam.

R.

* * *

(7/10/2008)
(6)
Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy.
- I co? - pyta bez owijania w pieluchy.
- Czekam - odpowiadam, sygnalizując właściwą mi ufność.
- Przejechaliśmy się, co? - pyta.
- Ja? - odpowiadam pytaniem na pytanie.
- Ty - celuje we mnie akustycznym palcem Maurycy.
- Ja ci coś powiem - powiada po wypuszczeniu z siebie pierwszej ciszy o długości wychylającej się poza 10 sekund. - Zdaje się, że masz co robić w życiu.
- Nawet się nie zdaje - odpowiadam jak mokry kot, nurkujący w ręcznik.
- To podziękuj ty, bracie, wszystkim rozumnym za kilka lat przyjemności i pożytku w ich towarzystwie. A potem podziękuj wszystkim Judaszom, Sinobrodym, Beriom, Papkinom, pedałom, pedofilom, lesbijkom, feministkom, lewakom, szabesgojom, chamom galaktycznym, wariatom, Dulskim płci obojga, tchórzom, koneserom onuc, miłośnikom słomy w butach, towarzyszom, obywatelom, wzdętym, emerytowanym filmowcom o woreczku żółciowym dwukrotnie większym od torby, na której siedzą, durniom małym, średnim i wielkim, świątobliwym ministrantkom wszelkich kultów naraz, opozycjonistom, których nikt nie chciał prześladować ...
- Maurycy - wołam - może wystarczy? W końcu proporcja pierwszych do drugich nie jest taka zła.
- Zaraz się zamknę - on woła. - W szczególności podziękuj liberałom i części prawicy. Jednym i drugim za to, że prędzej ich krew zaleje, prędzej ich szlag trafi, prędzej im pękną hemoroidy, prędzej im na języku wyrosną czyraki, prędzej zamówią zieloną sraczkę w patagońskiej restauracji, niż porozumią się, rzucą między sobą mosty i wyślą lewactwo na samo dno sracza dla syfilityków.
- Maurycy - ja wołam - jeśli wreszcie skończysz swoją listę, to będę miał czas podziękować. Tylko zaraz, tym drugim i trzecim, tak naprawdę, za co?
- Za to, że teraz prawie do końca pojmujesz, co to jest "lud". I co to znaczy mieć z nim do czynienia. Za to, że - kiedy zrobiłeś, co mogłeś, także dla tej twojej sławnej młodzieży, która według kabaretowej formuły "słucha i ona się jeszcze uczy" - to pora powrócić do swoich spraw, jeździć na ryby i łazić wokół Morza Śródziemnego, pić pastis i wino w cieniu platanów, siedzieć w nocy na plaży w Saint-Raphael i patrzeć, jak przybijają galery Greków i palą się pierwsze ognie…
- Maurycy - przerywam mu - przekonujesz przekonanego.
- Czekam w samochodzie - odpowiada. Władysława już tu jest. Praczka zaraz zejdzie. Wróciła po archiwum z NCzasu. Żeby nie do końca umarło, z tym twoim hr Mosquito, durnym lewicowcem, ponym, Vigcią, tam-tamem, Przechodniem i co tam jeszcze.
- Tobie też się trochę na nostalgię zebrało, co? - pytam z kluską w gardle.
- Złaź - pada męska sugestia.
- A Władysława? Wiem, że zaczęła swój 173 raport.
- Zaczęła i skończyła. Skończyła, kiedy zaczęła.

No więc, nie bez wzruszenia, pozdrawiam wladyslawa i tylu innych...
I tyle innych...
Bywajcie.

Rozpuszczalnik


* * *

(27/11/2008)
(7)
Ze sjesty wyrwał mnie bliski kuzyn dzwonu Zygmunta.
Po pierwszej "kurwie" od razu rozpoznałem Maurycego.
- Problem nie w tym, czy ja jestem baranem, czy nie - przerwałem mu - tylko w tym, że nie lubię, kiedy mi to ktoś wypomina.
- Ok, ok - rozdarł się Maurycy. - Brawo!
- Co "brawo"? - zapytałem, żeby zyskać na czasie.
- To "brawo," że jeszcze chwilę podyskutujesz z tymi [wymoderowano] obu płci i ostatni porządny katolik poleci do parafii się wypisać.
Postanowiłem zarzut przeżuć i połknąć w godnym milczeniu.

- Jakieś morowe powietrze leci z kosmosu - przerzucił zwrotnicę Maurycy. - Tobie się ciągle wydaje, że masz do czynienia z normalnymi ludźmi, zdolnymi pogodzić się z faktem, że można mieć różne poglądy.
- Fakt - przyznałem - zamiast się tym faktem zainteresować, ryczą, a jak nie mają argumentów, czepiają się "formy".
- Formy srormy, ty kacerzu - zaczął skakać po mojej odpowiedzi w podkutych butach Maurycy. - Ględzisz z tej swojej kazalnicy, a zapomniałeś, że ona nie sterczy w kościele, tylko w świątyni Mamony, zaraz obok sracza, w budynku Giełdy. Czcigodni "wierni" Mamony nie po to sprzedali orientalnej cholerze swoje dusze, żebyś im psuł wiarę w przyszłość.
- Śpieszę się, Maurycy - zacząłem kręcić defensywnie. - Masz coś jeszcze?
- Mam - wrzasnął. - A raczej ty masz. Nawet dużo. Roboty.

Kiedy trzasnął słuchawką, zadzwoniłem do Gardiena.
Zgodził się bez entuzjazmu.

Wielka jest Amazonia i poniekąd szczęście, że Władysławie nie udało się odszukać papugi i emisariusza.
Ta dwójka pewnie kiedyś się odnajdzie.
Może, kiedy minie epidemia histerii i [wymoderowano].
Może tu, może tam, może wcale.
Nic na tym świecie nie chce być wieczne.

Rozumnych zachowam w dobrej pamięci.
Zapisane są w tej pamięci ich myśli i uczynki.
Jeśli moje pisanie wydało im się czasem pożyteczne i interesujące, zawsze mogą po nie sięgnąć; cierpliwe i pojemne są dyski serwera.

Adios amigos!
R.

* * *

(1/12/2008)
Przypada mi nieszczególnie wdzięczna rola przekazania paru osobom, zainteresowanym nieobecnością Rozpuszczalnika, kilka jego reakcji, zakomunikowanych mi przez Maurycego w drodze telefonicznej, w ramach seansu o charakterze górskim, pełnym przepaści, ukrytych wąwozów, skakania przez ognisko w nowiutkich kierpcach, siklaw z akcentem na "sik" i trzaskania słuchawką.
Po namyśle zdecydowałem się zacytować wyłącznie niektóre wyrażenia Maurycego, a całość chaosu ująć w punkty:

(1) Rozpuszczalnik dziękuje Panu swetoniuszowi i zapewnia go, że nie oddaje pola; przeciwnie - świadomie czasowo pozostawia to pole zwolennikom "wolności absolutnej", tak aby jej stare, liczące sobie tysiące lat cielsko mogło ukazać się bez szmatek, kurtyn, zasłon, dymów, confetti, kolorowych papierków i innych akcesoriów, które volens nolens wraz z innymi ustawiał i wypuszczał, próbując uczciwie dyskutować na temat prawdziwej natury ścierwa. Niech sobie wokół starej kurtyzany łazi z masońskim kadzidłem kilku jej kapłonów, pardon, kapłanów - widok ten powinien rozśmieszyć do łez wszystkich amatorów rozumu, zwolenników chodzenia po ziemi z uszami wycelowanymi w Niebo, które pogańskiemu misterium pozwala trwać w jego zatrważającym komizmie; nic tak bowiem, według Maurycego, nie zniechęca do siadania na palniku gazowym, jak odparzona dupa.

(2) Szczerość i przyjacielska lojalność Pani circ do tego stopnia rozrzewniła i zbulwersowała Rozpuszczalnika, że przez chwilę gotów był rzucić własne słowo na pośmiewisko i wystawić się na forum, z drewnianym mieczem na szyi. Spróbuję dać tłumaczenie relacji Maurycego, dotyczącej tej krytycznej fazy egzystencji Rozpuszczalnika. Oto wersja light, politycznie poprawna: "Wziąłem Rozpuszczalnika na stronę i zrobiłem wszystko, aby mu unaocznić odporność forum na jego idee i powszechne lenistwo na odcinku czytania jego tekstów, połączone z niezwykłą arogancją, zawierającą się w fakcie zarzucania mu (Rozpuszczalnikowi) słów, których nigdy nie wypowiedział i poglądów, których nigdy nie wyraził." (Powodowany rzetelnością kronikarską, którą dotąd samodzielnie popisywała się Władysława, podam cząstkę odnośnej wypowiedzi Maurycyego w jej formie oryginalnej: "Ty będziesz, kurwa, zdzierał gardło i ekran, a oni skoczą na śmietnik albo do jakiejs trockistowsko-liberalnej rekwizytorni, nacharkają na znalezioną szmaty, przykleją ci je z tyłu i z przodu, a potem zarzucą ci, że z ciebie wróg człowieka, uzbrojony w ckm morderca Murzynów, jadących na tratwie do Europy, kacerz, luter z dziurą w głowie i chuj wie, co jeszcze".
Maurycy przyznał, że Rozpuszczalnik stawiał mu opór, wywodząc, że w każdej wymianie poglądów trzeba się liczyć z poglądami odmiennymi od swoich własnych. Na co Maurycy miał odpowiedzieć, że zarówno przeciwnicy, jak i zdeklarowani przyjaciele, mają "w głębokiej dupie" te Rozpuszczalnikowe poglądy, czytając jego teksty byle jak, bez zrozumienia i wyciągając z nich na chochli "własnych uprzedzeń" robaki, które przedtem sami wrzucili.

(3) - Patrz - ryczał do słuchawki Maurycy - powodowany rozpaczą taki allpost już nie "woła na puszczy", tylko wrzeszczy. I co z niego spokojne mieszczaństwo zrobiło? Potwora, diabła, sługę Szatana, Hugenota i ogólnie agenta Antychrysta. Oni zniosą kpiny z wypracowanej w ciągu wieków obrzędowości, likwidację Mszy Świętej w jej postaci uniwersalnej, obrócenie księdza tyłem do ołtarza, wyrzucenie tabernaculum gdzieś na bok i wysyłanie po kielich z hostią cywila w dżinsach. Wytrzymają polipowate gęganie babsztyla z ekipy liturgicznej albo terkotanie małolata w "czytaniach", przez które miałby dotrzeć do uszu i mózgów głos Świętego Pawła. Ani zająkną się na widok wytrenowanego w czytaniu celebranta, który w tym czasie kręci młynka palcami i zastanawia się, jak nic nie powiedzieć w tzw. homilii, czyli nieśmiałej improwizacji na temat tego, co za chwilę odczyta w Ewangelii. Kiedyś mówca w ornacie zajmował się niebem, piekłem, grzechem, życiem parafii, świętością jednych i sparszywieniem drugich, a dzisiaj - niechby śmiał pozwolić sobie na "kazanie". Wszystkie te brudne jaja współczesny wierny pozwoli masońskiej kurze znieść sobie na rękę bez cienia odrazy; strach wywoła w nim wywołanie obrazów z przeszłości - rozmodlenie na klęczkach i dźwięk dzwonków podczas Podniesienia (komu przeszkadzały dzwonki? niebezpiecznie zachęcały do zwrócenia uwagi na najważniejszy moment?)

(4) Namawia allposta i Rozpuszczalnika, skądinąd roztropny, Pan kitowicz do odwiedzenia jedynego (?) w Warszawie kościoła, w której odprawia się w sposób ustanowiony przed wiekami i przez wieki respektowany (zanim nie pojawił się pułk odnowicieli i szermierzy ekumenizmu). Co do mnie, dziękuję. Nie dojadę, nawet gdybym porwał się z łóżka 10 godzin przed dzwonkiem. Są tutaj, we Francji, parafie, w których zrzeszeni w asocjacje ludzie od lat nie mogą się doprosić Mszy tradycyjnej. Gdzieniegdzie łaska wielka z purpurowej chmury spada i wierni otrzymują to, co im się w świetle różnych papieskich postanowień zwyczajnie należy. ("Jak psu buda", w wersji Maurycego). Kto pojmuje, niech wyjaśni.
Nie o samą Mszę tu zresztą chodzi, tylko o prowadzenie ludu Bożego. W sposób pokazany przez Chrystusa. Z prądem, pod prąd, bezpiecznie, niebezpiecznie, bez dbałości o wygodę pasterzy, z dbałością o komfort pastuchów - ważne, aby w zgodzie z wolą Ojca. Wszyscy apostołowie, z wyjątkiem Jana, ponieśli śmierć męczeńską. "Rozpuszczalnik nie żąda" - wrzasnął w pewnym momencie Maurycy - "aby byle wikary dawał się czterema Fiatami na pięć kawałków rozrywać, ale niech jego szef wrzaśnie czasem "Non possumus", nawet gdyby to go miało zaprowadzić przed europejskiego prokuratora, czy zagrozić wymachiwaniem włochatych łap jakiegoś Martina Schulza. Na obchodzenie Dnia Judaizmu, czy inne Chanuki talmudystów czas i siły taki znajdzie".

(5) Mądrze przewiduje wladyslaw, że Rozpuszczalnik nie wywalił się na kanapie, zajęty perspektywą niebieskich migdałow. Wladyslaw na Rozpuszczalnikową autobanicję patrzy zresztą trzeźwo i sympatycznie - tym bardziej należy mu się następujące wyjaśnienie: Władysława jest bardziej oddana Rozpuszczalnikowi, niż Eunice była Petroniuszowi. Gdzie on Kajus, tam ona Kaja. Jeśli on wyleje na swoją klawiaturę wodę z kwiatów, podstawi swojego laptopa ona.

(6) - Rozpuszczalnika na forum ciągnie - wyznał na chwilę przez zamknięciem komunikacyjnego seansu Maurycy. - "I jak ja się znam na medycynie" (cytat z komentatora piłkarskiego Cieszewskiego, przyp.Gardien), to jeszcze będzie niewiniątkom z forum głowę zawracał. Pewnie by mu zniechęcenie przeszło szybciej, gdyby nie był wciąż obłędnie zajęty, co mnie zmusza do bycia jego papugą.

Nie wiem, czy rola papugi wpędziła Maurycego w zadumę, czy też zachrypł, dość że usłyszałem coś w rodzaju odgłosu odkładania archaicznej słuchawki i zostałem sam, zdany na uzupełnienie akustycznej korespondencji.
Której, wiedząc co nieco o metodzie, nie poddam się i zakończę westchnieniem "Z forum powstałeś i w forum się obrócisz", które, mam nadzieję - nie bluźnierczo, przypomina inne, znaczeni poważniejsze? Tyle, że westchnienie to spłynęło na mnie nagle i wypisało się na ekranie wprawdzie moją ręką, ale bez żadnego liczenia się z moją wolą.
No i o! - jak powiedziałby jeden z moich wyjów, którego nikt na forum nie zna, więc nie będę wymianiał jego imienia.

Przekazuję pozdrowienia Rozpuszczalnika i Władysławy tym wszystkim, którym mogłyby one sprawić przyjemność spontaniczną i zupełnie niewykalkulowaną. Odnajdą się oni w największym tłumie i dadzą się poznać po uśmiechu. Nawet, gdyby uśmiechy były dyskretne i z lekka tajemnicze.
Pozdrawiam ogólnie ze swojej strony,
G.

* * *

(5/12/2008)
@ circ

Zadzwonił do mnie Maurycy, "poniekąd" w imieniu Rozpuszczalnika.
Nie zdążyłem zapytać o sens słowa "poniekąd", kiedy trzasnął słuchawką, a nim trzasnął - wypowiedział się następująco (wygładzenie i uporządkowanie moje - G.):

(1) Rozpuszczalnik nie wierzy, aby circ na dobre sobie poszła do pracowni i kuchni. Jednocześnie Rozpuszczalnikowi "ani w głowie żałować", że circ trochę od forum odpocznie, bo - podobnie jak on sam, w związku z debatowaniem czy bez tego związku - z pewnością ma tyle różnych zaległości, że gdyby te zaległości ustawić wzdłuż południka, jedna za drugą w kierunku północnym, to ostatnia "stuknęłaby ją w okolice nerek, nadchodząc od południa". (Tu Maurycy dorzucił od siebie słowo "kurwa" na dowód wzburzenia pomieszanego ze współczuciem).

(2) Gdyby jednak circ "nie wytrzymała" i nadbiegła z nową energią do lekceważenia papieży do Piusa XII włącznie i Kościoła do Soboru Watykańskiego II ("Stary Ryt" ?!), oraz do forsowania takich pierdułek politycznych, jak państwo stricte wyznaniowe, jakiś horrendalny absolutyzm religijny, jakaś komiczna monarchia, jakaś ewentualna monarchia klerykalna, która wystawiłaby Kościół Matkę Naszą jako cel na lewicowej strzelnicy (w dodatku gdy sam Syn Boży kazał oddawać "cesarzowi co cesarskiego, a co boskiego - Bogu"), to on, Rozpuszczalnik, najpierw podszkoli się u Maurycego w brzydkich wyrazach, a potem zintensyfikuje wysiłki nad redukcją swojej sympatii dla circ. Które to zadanie nie będzie łatwe, tak wielkie są tej sympatii pokłady i tak wysoka jest rozpuszczalnikowa ocena circowych zdolności artystycznych i literackich.

(3) Od dłuższego już czasu dyskusje na forum przybrały charakter księżycowy. Siłą prawdziwie złowróżebną dla forum są apostołowie jakiejś durnowatej wersji liberalizmu, której nikt nigdy z bliska nie tylko nie widział i nie powąchał, ale również nie zobaczy i nie poczuje.
Jak forumowy dzień długi i szeroki, smakosze tego głupstwa zajmują się miotaniem obelg na wszystko, co się inaczej rusza, oraz na własny obóz, ilekroć czegoś nie zrozumieją ("lewicowa chadecja", "socjaliści", "komuniści", "wielgus", itp.).
Zwłaszcza, że na forum przybyły ostatnio oddziały "nowych ludzi", giętkich, jak słupy telegraficzne i ogólnie charakteryzujących się wiedzą wybiórczą, kompletnym brakiem ogłady, za to zadziornością właściwą dla kmiotów, nie bardzo wiedzących, czy najbierw wysmarkać się w firanę, czy wytrzeć w nią buty. Cokolwie by się nie powiedziało o Piosto, Wasylu, czy słusznie przepędzonym robinie, to umieli oni pisać zabawnie i z finezją. Dla odmiany, jednemu staremu i prawie wszystkim nowym amatorom starej utopii wystarczy jeden środek artystyczny - maczuga.
Niech więc się tymczasem okładają. Straty będą poważne: ze ścian pospadają obrazy, z porcelany zostanie nocnik, obrusy ucierpią, sreber nie da się doliczyć - ale któregoś dnia będzie trzeba spuścić psy, wywietrzyć, posprzątać, podsumować wyniki eksperymentu i powrócić do rozważań w formie cywilizowanej.

(4) Jak błyskawica przebiegła mi przez myśl pokusa, aby w tym punkcie zawrzeć wszystkie ozdobniki literackie, których Maurycy nie szczędził, a które ilościowo wypełniły mniej więcej 70 procent jego wypowiedzi. Pokusę tę odpieram, tym bardziej, że pojedyńcze błyskawice na ogół nie trwają długo.

(5) Każdy zorientował się już, że "szorskie" wypowiadanie się przychodzi Maurycemu z wielką łatwością. Znacznie gorzej spisuje się on w sytuacjach, kiedy trzeba objawić pewną delikatność. Tymczasem odniosłem wrażenie, że coś miłego, by nie powiedzieć czułego, chciał wobec circ wyrazić Maurycy tuż przed niespodziewanym jak zwykle przerwaniem komunikacji. Czy miało to pochodzić od niego samego, czy od Rozpuszczalnika, pozostanie dla mnie tajemnicą.

Coś jednak było i tym łatwiej mi będzie dołączyć od siebie serdeczne pozdrowienia dla Pani circ i moje osobiste następujące westchnienie:

Aby forum było forum,
trzeba mu apostolorum,
i niech w tego forum quorum,
stałe miejsce ma circorum.

G.

* * *

(7/12/2008)
Zadzwoniłem do Maurycego. Długo nikt nie odbierał, aż usłyszałem głos niewieści.
- To ty, Maurycy? – dałem się zaskoczyć.
- Ja, przed mutacją – syknęło z gardła czcigodnej małżonki przyjaciela. – He he.
- Czy Maurycy już się porwał z piernata? – zapytałem ze wzrokiem na kukułce, która wylazła z zegara i zaczęła nasłuchiwać.
- Porwał – podał szczegóły cienki głos.
- Mógłbym ...
- Nie! Coś tylko warknął, że nie będzie się zajmował teologią, że nie będzie podmieniał swojego słownika na świątobliwy, że cuda zdarzały się przed majsterkowaniem liturgicznym, oraz że bierze świder i idzie łowić w przerębli.
- W jakiej przerębli? – nie wytrzymałem. – Nic jeszcze nie zamarzło!
- Wziął ciepłe buty i butelkę – zniecierpliwił się głos i wyłączył.

Wygląda na to, że mój telefon będzie miał okazję pomilczeć.
A tak na marginesie – przyszło mi do głowy - gdzie jest mój świder i walonki?

G.

* * *

(8/12/2008)

Dla mnie to żadna nowina, ale Maurycy nie utopił się.
Tym razem zadzwoniła jego żona, za plecami nazywana Husią.
- He he - usłyszałem i podjąłem intensywne milczenie. Na wszelki wypadek.
- Doniosłam mu ciepły bigos - poinformował cienki głos. - Ziemia teraz twarda, to i pogrzeby drogie.
Bezinteresowność i czułość Husi były znane, więc pozostawiłem usta zamknięte. Co jej nie zniechęciło.
- Powiedział, że "mniej mocni", jak się naczytają Bibuły, to zamiast tracić wiarę, idą się przespać. A jak się zbudzą, to myślą, że jakiś naród trzeba było wybrać, a ponieważ taki naród wybrany składa się z podobnych durni, jak narody niewybrane, to z powodu wyróżnienia dostaje kota i fika.
- Co, i to wszystko? - podkręciłem w końcu potencjometr.
- Nie, ale dalej nie rozumiem - zwolniła tempo narracji Maurycowa. - Musiał zmarznąć mój Morusek, bo zaczął coś pleść o jakimś Pawłowym odcięciu chrześcijaństwa od starozakonnego pępka, he he he he he
- He he he - wrzuciłem w przeciwfazie, z nadzieją na wytłumienie "he he he" z naprzeciwka.
- Przepraszam - spostrzegła się korespondentka. - Ten starozakonny pępek tak mnie połaskotał. A potem Maurycy coś warknął, żeby się nie przejmować talmudystami.
- A nie mówił, żeby ich pogonić? - zaryzykowałem bez zbytniego ryzyzyka.
- O, o! - zagrzmiała Husia i wyłączyłą się.
- Pewnie poczuła głód - przyszło mi do głowy. - Cholera, nie zdążyłem zapytać diablicy, skąd Maurycy dowiedział się nad wodą o nocnych lekturach circ.

A potem wyobraziłem sobie Husię, jak wciska Maurycemu bigos i zrobiło mi się dziwnie wesoło.
Więcej, podjąłem próbę rekonstrukcji starego limeryka, którego autor istniał, ale kiedy i jak się nazywał - zapomniałem na długo przed tym, jak pierwszy raz próbowałem sobie przypomnieć:

Raz Nabuchodonozor
trzymał rzecz nad wodą,
aż przyszła żona
i obcięła mu ozor
- i został Nabuchodon.

Co z naruszeniem reguł własnego milczenia,
wszakże ku pokrzepieniu serc i pocieszeniu jednego,
przytoczył
G.

* * *

(18/12/2008)
(13)
Zajrzałem na forum i musiałam zatkać sobie uszy, tak uderzyła w nie cisza. Sytuację uratował dzwonek.
Dzwonił Maurycy, krewki przyjaciel Rozpuszczalnika, od pewnego czasu i mój.
Zadzwonił i … beknął.

Już miałem powiedzieć "świnia", jak Maurycy mnie wyprzedził.
- Świnia ze mnie, ale wróciłem z ryb i stwierdziłem, że ciągle mam żonę.
- Z bigosem - zaryzykowałem.
- Bigos miał charakter towarzyszący - zanurzył się w szczegóły Maurycy. - Schabowego dostałem. Z ziemniakami, jak z Sarlat.
- To i ja byłbym świnią - wykazałem zrozumienie dla wstępnego odgłosu.
- No! - przyjął tłumaczenie Maurycy. - A w ogóle, to w domu też dobrze. Ogniska domowego mi przybyło. Na wadze i w centymetrach.
- Tak ze dwa kilo? - strzeliłem nie wiadomo po co.
- Pięć - obwieścił z tryumfem przyjaciel. - Dwa, to u samej góry. Właśnie poszła kupić nowe szelki, czy jak się to nazywa.
- Stanik - podsunąłem.
- O! - ucieszył się Maurycy. - Kiedyś buchalter.
- Biusthalter - poprawiłem (naczyta się człowiek niektórych forumowiczów i nabiera złych manier). - Z niemieckiego Brusthalter albo Buestenhalter. Przerobiony na biusthalter, a potem na brzydki biustonosz.
- Lepszy brzydki biustonosz, niż ładny listonosz - trafił w tarczę przyjaciel.

Obaj daliśmy sobie ze trzydzieści sekund na przemyślenie sentencji.
- Kurwa! - wrzasnął nagle Maurycy.
- Widzę, że zdrowie dopisuje, trawienie się poprawiło, andrenalina strzyka - jąłem pokpiwać.
- Przestaniesz kpić - odgadł moje niecne intencje przyjaciel - jak zrobisz to, co ja.
- A cio to takiego? - spuściłem na wszelki wypadek z tonu.
- Googla włącz i wyklep "masowe zwolnienia".
- Przecież wiem - pozwoliłem sobie .

Dziecko, a nawet Husia Maurycego wie, co ja myślę o lichwiarzach, globalizacji i bieżącym kryzysie.
Wyklepałem jednak posłusznie.

Pierwsze trzy ekrany przyniosły:
Masowe zwolnienia w Sony
Masowe zwolnienia w British Telecom
Masowe zwolnienia w JP Morgan
Masowe zwolnienia w fabryce "Whirlpoola" we Wrocławiu
Kryzys uderza w polskich pracowników - będą masowe zwolnienia
Największe zwolnienia jeszcze przed nami
masowe zwolnienia w Agorze
Masowe zwolnienia w Sony Ericsson
Gospodarka ostro wyhamuje, będą masowe zwolnienia
Masowe zwolnienia w firmie Maxtor
Rynki Tworzyw - DOW: masowe zwolnienia
Masowe zwolnienia GE Money Bank
Masowe zwolnienia w szpitalu
Masowe zwolnienia w Thomson Displays w Piasecznie
- Hamuj, bo żylaków nałapię - zniecierpliwił się Maurycy.
- Deeeser! - usłyszałem w słuchawce cienkie zawołanie.
- Kupiła? - zapytałem, żeby wypadło uprzejmie.
- Zamknij oczy, bo nakłada - posypał cukrem struny głosowe przyjaciel.
Zamknąłem zupełnie automatycznie. Ludziom uprzejmym ciągle jest pod górkę.
- Możesz otworzyć - dał sygnał Maurycy.
- W dupę mnie pocałuj - obudził się we mnie diabeł.
- Hehe - podsumował Maurycy i się wyłączył.

Postanowiłem sprawdzić stan swojego ogniska domowego. Jak wróci.
Na razie od nowa skoncentrowałem się na "masowych zwolnieniach".
- Ciekawe - przyszło mi do głowy - co właściwie myśli o tym moje czcigodne forum?

A właśnie, co o masowych zwolnieniach, myśli "nasze czcigodne forum"?
Czy te zwolnienia są "w ramach kryzysu", czy "przy okazji kryzysu"?
A firmy: muszą? chcą? korzystają z okazji? tak powinno być? płacą za państwowy interwencjonizm? itd itp.

(Jest możliwe, że nikt nie odpowie. Zresztą i tak wracam do roboty.)
G.

* * *

(31/12/2008)
(14)
Sylwester 2008.

Niemożliwe, ale możliwe. Zadzwoniliśmy do siebie jednocześnie.
- Ja to kręcę! – zdumiał się Maurycy. – Jeszcze nie dokręciłem, jak już się odezwałeś.
- Jak się ma telefon na tarczę obrotową – wymyśliłem, znając muzealny stan parku telefonicznego rozmówcy – to to się zdarza.
- Miałem iść na Sylwestra, ale nie idę – obwieścił przyjaciel.
Coś mi powiedziało, że niespodziankom nie będzie końca. Aby moje przeczucie spełniło się w stu procentach, bezzwłocznie zapytałem o małżonkę:
- Bo co? Bo Husia nie chce tańczyć tego roku?
- Powód, to nie Husia, tylko jej mamusia – infantylnie zaimprowizował Maurycy.
- Ciągle w gipsie? – przypomniałem sobie przyczynę nieobecności teściowej przy stole z dwunastoma potrawami dzielonymi przez czwórkę apostołów.
- Złamanie już jej się wygoiło. Rumianku sobie naparzyła i złamanie zrosło się zanim zaparzyła drugi kubek.
- Poczekaj chwilę – zadrwiłem – zaraz zanotuję. Na narty będzie jak znalazł.
- To ty poczekaj – odpalił przyjaciel – będziesz miał więcej do notowania.
Podsunąłem sobie krzesło.
- Nie idziemy na bal – zaczął przeciągać słowa Maurycy – bo mamusia dostała upławu.
Dobrze, że zdążyłem z tym krzesłem. Mamuśka Husi włóczyła się kiedyś z hippisami, ale to było dawno i wiadomość przypominała scoop.
- Czego? Upławu? To u was Sylwestrem rządzi jakiś rzęsistek ?
- Co ten Morus plecie! – zabrzmiało cienko, wysoko i histerycznie.
- Cześć, Husia! – spróbowałem spacyfikować sopranistkę przez podanie jakiejś wymyślnej terapii. – Może pampers wystarczy?
- Pokręciło was? – podeptała czar mojego głosu Husia. – Mamusia dostała nie jakiegoś upławu, tylko wylewu. W-y-l-e-w-u!!!
(Wykrzykników było więcej, ale zapisuję trzy w formie reprezentacji.)

Zrobiło się częściowo jaśniej.
- Objawy są klasyczne? – rzuciłem most do ewentualnych wyjaśnień.
- Chyba tak – przeszedł do szczegółów wzorowy mąż i zięć. – Mamuśka ma migrenę, silnie zezuje w prawo, trochę spuchła, posuwa się wolno i nie mówi. A obecnie zamknęła się wiesz gdzie.
- Wygląda na to, że dopiero teraz ma wylew – pozwoliłem sobie na diagnozę.
- Dzwonić po jakiś ambulans?
- Ty, "Morus", ty lepiej wyglansuj buty i sprawdź, czy nie zgubiłeś biletów na imprezę.
- Nie mam co glansować, bo oddałem sąsiadowi na wieść – podbarwił się rezygnacją Maurycy.
- Buty? Jeśli dobrze rozumiem, oddałeś sąsiadowi bilety.
(Wylew wylewem, ale każda myśl ma być wyrażona poprawnie.)
- No ale objawy ...
- Maurycy – postanowiłem być chłodny i precyzyjny – co do migreny, to sensacyjne byłoby, gdyby twoja teściowa jej nie miała. Jeśli chodzi o zezowanie, to od kiedy ją znam, zezuje.
- Tak, ale dotąd zezowała w lewo... – spróbował wtrącić niedoszły tancerz sylwestrowy.
- To zabroń jej oglądać dzienniki telewizyjne. Że spuchła, to mnie nie dziwi, bo wigilię miała u siebie i samej kutii musiała wrąbać ze trzy porcje. A że poruszała się wolno i nie mówiła, to gdybyś ty się czymś przeterminowanym podtruł, to też bałbyś się mówić i robić za duże kroki w kierunku "wiesz czego".
- Ty możesz mieć rację – zastanowił się na głos Maurycy. – To może kurwa być.

Tajemnica wylewu wyglądała na rozwiązaną. Pozostawała sprawa wieczoru, zamykającego radosny, kryzysowy rok 2008, przyprawiony paskudnym hałasem z Bliskiego Wschodu.
- A wy gdzieś idziecie? – zapytał przyjaciel.
Było w jego pytaniu coś więcej, niż czysta kurtuazja.
- Wiesz co, Maurycy? – zaproponowałem – Jak mameńka za jakieś dwadzieścia minut odzyska głos, pogratuluj jej wyzdrowienia, a wieczorem weź Husię pod łokieć i przyjdźcie do nas.
- A co? – udał zaskoczenie Maurycy. – Twoja teściowa też ma upław? Pardon, wylew?
- Gdzie tam! – wyjaśniłem. – To tylko ja złamałem sobie trzy żebra, obojczyk i obie nogi.
- W takim razie przychodzimy. Husia lubi z tobą tańczyć – zatroszczył się o mnie przyjaciel. Chyba ci to wszystko minie do wieczora?
- Zaparzę sobie rumianku – obiecałem.

Odłożyłem słuchawkę i poszedłem zbadać barek.
Trzeba będzie coś dokupić.
Jak znam siebie, to do wieczora po złamaniach nie będzie śladu.
Ale jak znam Maurycego, to Maurycy w pierwszy dzień nowego roku zdrowy nie będzie.
Może się nawet zdarzyć, że będzie miał parę wylewów.
Bez zeza w lewo, naturalnie.

W imieniu własnym i kompletu Rozpuszczalników, życzę wszystkim wesołej zabawy!
Gardien

* * *

(15/01/2009)
(15)
Dzwoni do mnie krewki przyjaciel Rozpuszczalnika, Maurycy.
Czasem piszę krótko "mój przyjaciel", bo raz, że przyjaciele moich przyjaciół są moimi przyjaciółmi, a dwa, że sam Maurycy oświadczył mi, że pod nieobecność Rozpuszczalnika, na mnie spada jego przyjaźń. Żona Maurycego, Husia, dorzuciła do tego tajemnicze wyrażenie "z braku laku", ale jeśli zważyć, że było to w Sylwestra (pamiętamy "wylew" teściowej), to dzisiaj Husia nie umie sobie przypomnieć, co miała na myśli, a ja - czy coś w ogóle na myśli mieć mogła.

Tak czy inaczej, dzwonek zadźwięczał i przerodził się w dziesięć do dwudziestu nieuczciwych prostytutek, nazwanych po imieniu. (Uprzedziłem Maurycego, że tak właśnie podam do publicznej wiadomości jego wyrażenia, na co on się wściekł i zażądał, żebym albo go nie cytował, albo cytował dokładnie. Wyjaśniam więc, że chodziło o "kurwy". Schowałem je tylko przed dziećmi w nawiasach. Wiadomo, że żadne dziecko w nawiasach nie czyta. Nawet we wzorach matematycznych.)

Zaraz po wyliczeniu tych 10 - 20 dziennikarzy i polityków (czytelnik łapie?), Maurycy odzyskał oddech i wyryczał słowo "pokrywka".
- Co pokrywka? - zapytałem, zły, że mnie oderwano od roboty.
- Mój znajomy uciekł wczoraj wieczorem z Hiszpanii - przystąpił do opowieści Maurycy.
- Co to da - wtrąciłem, nie czekając na szczegóły - jeśli odeślą go w odpowiedzi na byle list gończy.
Przyjaciel powrócił do swojej listy 10 - 20 dziennikarzy i polityków, i przewietrzył ją w odwrotnej kolejności. Trochę to było monotonne.
- A co takiego zrobił? - przerwałem Maurycemu z nudów, gdzieś między piątą, a czwartą qrwą od dołu. - Zabił kogoś, albo gorzej, powiedział głośno, że z generała Franco to był porządny gość?
- Gorzej - wysforował się przyjaciel - wsadził sobie pokrywkę w spodnie i demonstracyjnie przeszedł się przed klubem nocnym "Wesoły Zwieracz Europy", czy jakoś tak.
- "Wesoły Europejczyk", zapewne - sprostowałem z przyrodzonej mi niechęci do przesady.
Przypomniałem sobie, że Parlament Europejski przyjął wczoraj rezolucję o tzw. prawach podstawowych w Unii i że rezolucja ta wzywa wszystkie kraje członkowskie do uznania m.in. związków homoseksualnych i aborcji.
- 401 *** głosowało za - jakby usłyszał moje myśli przyjaciel - 67 *** wstrzymało się od głosu, a 220 posłów było przeciw.

Ponieważ nie mam zamiaru ani pójść pod ścianę, ani wstąpić na szafot, ani bezradnie patrzeć, jak Wymiar Sprawiedliwości wykopuje mi wiadro spod nóg, więc termin, użyty przez Maurycego w stosunku do części posłów Europarlamentu, zastąpiłem gwiazdkami, a sam Czytelnik może sobie na miejsce gwiazdek wstawić co zechce. Bąknę tylko, że Maurycemu chodziło o armatkę z przedszkolnej zagadki "co to za zagadka, dwie kulki i armatka", ale że określenie tej armatki przedszkolne bynajmniej nie było. Trochę to chaotyczne, co napisałem, więc jeśli Czytelnik koniecznie chce, to wyduszę z siebie to poszukiwane słowo "chuj". Proszę bardzo, nie ma za co, i szybko przejdę do dalszego ciągu postu, żeby nie ułatwiać roboty prokuratorowi .

- List gończy będzie w takim razie mówił o skandalicznym akcie homofobii, rasizmu i antysemityzmu (dorzucam antysemityzm, bo jeśli używa się terminu homofobia, to doklejka rasizm narzuca się sama, a nikt jeszcze nie widział określenia rasizm bez deseru w postaci antysemityzmu).
- Jakbyś, qrwa, ten list pisał - zachwycił się jasnością mojego widzenia Maurycy.
- Twój eks-hiszpański kolega - ciągnąłem, udając odporność na komplement - izolując się pokrywką, nie tylko utrudniał ewentualną penetrację, ale obrażał czystość gejowskich uczuć zarówno w zakresie eros, jak i agape. Jak bowiem okazać drugie bez dostępu palca, a pierwsze bez dostępu w ogóle.
- Jak ktoś chce na gapę - zniekszałcił moją wypowiedź Maurycy, wykształcony raczej technicznie, niż klasycznie - to niech sobie taki pedał kupi wiertarkę, a nie zaraz ciąga po sądach.
"- Rozmowa kontrolowana" - usłyszałem nagle w słuchawce. - "Pierwsze ostrzeżenie ze strony Europejskiego Komisariatu do spraw … ".
Błąd, powinienem był nie odkładać słuchawki tak nerwowo. Teraz nie wiem, który komisariat.
Wystukałem numer Maurycego.

- Ładna pogoda - zacząłem wątek o charakterze neutralnym i optymistycznym.
- Niech żyje Unia Europejska - wprowadził się do mojego wątku Maurycy. - Kurwa jej mać - dodał z rzadką dla niego słodyczą w głosie.
- Ojciec też - dopasowałem się do pochlebnej dla Brukseli nowej linii Maurycowej.
- I reszta rodziny - podsumował Maurycy.
- No to, see you later, aligator - rzuciłem europejsko.
- A tout a l'heure, peut-etre - przyjął konwencję Maurycy.
- Now OK - zabrzmiał od nowa głos Komisariatu.
I wszyscy trzej zakończyliśmy posiedzenie.
Rozpoczęte we dwóch, jeśli nie liczyć zbrodniarza, ściganego po przekątnej Europy.
Za obrazę moralności i piękna.

G.

(Uwaga: Rozpuszczalnik i Gardien, to Gardien i Rozpuszczalnik)

http://www.forum.michalkiewicz.pl/viewtopic.php?f=10&t=9452