Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


środa, 14 września 2011

Kto mi schował krawat?!

Jednej ze swoich powieści Szwajcar Gottfried Keller nadał tytuł "Kleider machen Leute", co się przekłada na "Strój czyni człowieka". Strój może godność dać i powagę odebrać. Może człowiekowi wyszarpać z wnętrza skrywane intymności, może upiększyć i zeszpecić, może wpłynąć na osobowość, kiedy nadchodzi echo podziwu lub pogardy.
Jednego nie może - zrobić z człowieka kompletnego idioty.
Idiotą lub idiotką trzeba już być.

Na temat sposobu ubierania się zadzwonił do mnie właśnie mój krewki i nieprzebierający w słowach przyjaciel Maurycy.

Przed rozmową nadesłał mi mailowo kilka obrazków.






- Obrazek nr 1 - zarządził, kiedy podniosłem słuchawkę.

Zareagowałem, ale przez wzgląd na Czytelnika i chwilową obecność w pokoju Mme Ropuszczalnik, reakcji tej nie nagłośnię. Ograniczyłem się do zapytania o tytuł.
-Tytuł? - odbrzmiał Maurycy - "Dandys polski Anno Domini 2011".
- Widzę tu ostatnie dumne dwudziestolecie, poczęte w ramach zbiorowego seksu politycznego i chlania wódy w Magdalence - nie zawahałem się naruszyć zasad poprawności politycznej.
- I tu masz, kurwa, niestety rację - melancholijnie potwierdził przyjaciel.
- Ale patrz - jąłem polewać ognisko oliwą - Wolności ślady na wrażliwych twarzach widzę. Wiarę widzę w wartości wyższe, zaufanie do przyszłości widzę, mądrość widzę i patriotyzm. Szlachetność i poczucie narodowych więzi widzę. Zdolność do akcji i pracy u podstaw widzę...
- .. chuja widzę... - przedłużył sekwencję Maurycy.


- A co to? - zapytałem, gdy przyjaciel nadesłał nowy obrazek.
- Wiesz, dzisiaj bym w te ubranka nie wskoczył - zwierzył się Maurycy - ale jaka w nich godność!
- Polskie stroje, polskie zbroje, polska historia - zamyśliłem się.
- Popatrz jeszcze na to - wtargnął do tych moich myśli przyjaciel, z nowym zestawem symboli.







- Bóg, Honor i Ojczyzna. Gdybym to wyrecytował dzisiaj w telewizji - poddałem się nastrojowi - to najpierw usłyszałbym parę polipowatych ochów i achów ze strony klimakteryjnych ciot rewolucji, jak zwykle pozbieranych w kupę do jakiegoś "jury", a potem matołkowaty śmiech publiki. Tej "młodej i wykształconej, z dużych miast".

- Gówniane pokolenia. Co najmniej dwa - pokolenie gówniarzy i nasza generacja, sto razy bardziej winna. Pryszczatym daruję, ale starym nigdy - zawziął się Maurycy.













Usłyszałem charakterystyczny dźwięk z drugiej strony linii, więc nalałem i sobie.

- Popatrz, na marginesie, na tę kretynkę, ona sobie sama zasłania oczy. Ze wstydu pewnie. Kozaczki w środku lata - tym razem ja posłałem Maurycemu aktualny "kanon mody".

 - Nie chciałbym być w pobliżu, kiedy z nich wyciągnie spocone łapy - otrząsnęła się słuchawka. - A gdyby tak spróbować wrócić do cywilizacji ludzi białych...
- To znaczy?
- Odnaleźć krawaty i zacząć nosić się poprawnie!
Zabiło mi serce.
- Z krawata sztandar? Oni ubrani jak przedwojenny litwak bałaguła albo inny skrzypek na dachu, z rubachą na spodniach, a my jak ludzie!
- Jak mężczyźni...
- Rap do rynsztoka!
- Graffiti do dworcowego sracza!
- Niech żyje krawat!
- Niech żyje muszka!

Pomyślałem, że licytację filozoficzno-ideologiczną łatwo zacząć. Ale nasza licytacja na tym się skończyła. Jest bowiem czas na wrzask i jest czas na akcję.
- Gdzie ja pochowałem krawaty? - zapytałem żonę.

A kiedy Mme Rozpuszczalnik popędziła do komody, przyszło mi na myśl, że pewnie tym samym pytaniem Maurycy zaskoczył swoją Husię.

Ilu pójdzie za nami?
Krawat - materia lekka.
Ale skutki...

poniedziałek, 5 września 2011

Wybory. Partia z narodem. Partia in vitro, naród w gumie.

- Cześć Maurycy - szukam sobie krzesła.
Słuchawka zanosi się szlochem. Płacze Husia, żona mojego krewkiego przyjaciela.
- On powiedział, że jestem durna jak robak.
- Przecież... nie jesteś - ładuję w odpowiedź maksimum przekonania.
- Jest, jest - dochodzi do szamotaniny po drugiej stronie.. - Ona słucha mamci, a mamuśka Napieralskiego.
No to durna jest.

- A tak dokładniej? - pytam.
- Napieralski chce, żeby podatnik płacił za mokre figle.
- Za jakie figle! - słychać z trzeciego planu oburzoną Jebcię. - Za antykoncepcję i za in vitro.
- Jakby kurwa związku nie było! - zagłusza ją Maurycy.
Zaczynam być zdezorientowany.
- Stara chce, żebyśmy sobie coś dorobili in vitro, bo według niej, to przyjemnie jak państwo płaci. A na cholerę mi w szklance, jak nie potrzebuję.
- Ten temat mi podnosi ciśnienie - zaczynam...
- Za parę głosów te sukinsyny chcą dobić ZUS i napaskudzić w budżet państwa... - ani myśli czekać na koniec mojego zdrowotnego biuletynu Maurycy.
- Kto tam jeszcze w tym SLD i okolicach został? - mszczę się za przerwanie.
- Już ci wysyłam zbiorczy obrazek.


- Collage nieźle ci wyszedł - komplementuję przyjaciela. - Mordy razowe, próżne, beztroskie, bez śladu odpowiedzialności.
- Ile taniej byłoby, kurwa - drze się Maurycy - gdyby zamiast fundowania drogiej antykoncepcji, wprowadzili znaną, tanią i skuteczną na sto procent sterylizację męską. I żeby kurwa zaczęli od siebie.
- Znasz taką metodę?

- A jak! - bije ze słuchawki entuzjazm. Dla kierownictwa Sojuszu Lewicy Demokratycznej jak znalazł. Już ci wysyłam dokumentację w postaci rysunku technicznego.















Nie da się ukryć - dokumentacja wprawdzie zwięzła, ale wszystkie detale są i widać, że to będzie działać.



- Patrz, jak się licytują - hałasuje przyjaciel. - Potem ich przechwałki będą bezprzedmiotowe.
 



W istocie, widzę, jak Kwaśniewski przebija chełpliwego Kalisza, ale ten się nie daje i tak fantazjuje, że aż się poci.

- Co zaś się tyczy in vitro - traci hamulce estetyczne Maurycy, ale nie sprawność językową - to zamiast robić kupę rodzeństwa i, prócz jednego, wybijać co do nogi, to lepsza byłaby ta metoda.

Oglądam obrazek z osiągnięciem medycyny francuskiej.










Jakkolwiek metoda pachnie humanizmem i niskimi kosztami, to jednak coś mi w niej przeszkadza.
- Maurycy - mówię - koniec z wygłupami. Zdaje się, że ocieramy się o granicę...

Ale ze słuchawki dobiega intensywna cisza.
Husia może i durna jak robak, ale...
A zresztą!