Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


czwartek, 4 listopada 2010

Ser szwajcarski, francuski i oscypek

Co nam doskwiera, w języku Moliera (1)

Zadzwonił do mnie mój krewki przyjaciel Maurycy. Nie od razu, ale przeczucie miałem już od rana.
Niebo za oknem było zgodne z tradycją, tj. odpowiadało temu, co Francuzi nazywają la grisaille parisienne, a co dałoby się przetłumaczyć na "szarzyznę paryską", gdyby szarzyzna mogła wyłącznie oznaczać przymgloną wilgotnawą szarość.


Oddaliłem dzieci w różnych kierunkach, zależnie od wieku, przygotowałem sobie drugą kawę i zadbałem o poprawne światło na pierwszej stronie najnowszego numeru Minute, z 3 listopada 2010.


Ujrzałem twarz Oskara Freysingera i wielki tytuł:
LES IRREDUCTIBLES GAULOIS, C'EST NOUS LES SUISSES, czyli "NIEZWYCIĘŻENI GALOWIE, TO MY SZWAJCARZY". Błysnęło mi w głowie, że Asterix płaci teraz podatki w Genewie i dokonałem skoku na drugą stronę, na której – w wywiadzie udzielonym Patrickowi Cousteau - 50 letni deputowany UDC (Narodowej Unii Centrum, pierwszej aktualnie formacji politycznej konfederacji szwajacarskiej) dowodzi, że "kluczem do odblokowania systemu jest demokracja bezpośrednia".
- A ty paskudny populisto! – obrzuciłem go wyzwiskiem w imieniu światowej lewicy i jej użytecznych matołków.


W miarę jak czytałem, coraz bardziej cieszyłem się z posiadania włosów, bo miało mi co stawać na głowie.
Otóż Oskar Freysinger:
  • był bohaterem referendum "NIE dla minaretów",
  • energicznie popiera odsyłanie do siebie kryminalistów pochodzenia zagranicznego,
  • jest "antyliberałem", narodowcem i humanistą,
  • jest porównywany do Wilhelma Tella (chociaż sam wolałby aluzje do Asterixa),
  • jest odpowiedzialny za afisze w rodzaju "Ivan S., gwałciciel, wkrótce Szwajcar",
  • ma czelność ujawnić, że 70 procent wszystkich przestępstw w Szwajcarii jest dziełem obcokrajowców,
  • uważa, że przystąpienie Szwajcarii do układu z Schengen było nieporozumieniem, w wyniku którego w kraju grasują bandy murzyńskie i arabskie, Albańczycy doskonalą techniki handlu ludźmi, prostytutkami, hazardem i bronią, Nigeryjczycy specjalizują się w narkotykach, itd., a wszyscy razem mają w nosie jakąkolwiek asymilację,
  • stwierdza, że islam nie da się zharmonizować z cywilizacją europejską, a fatwy fruwają w powietrzu i lądują nie tyle na stawiających opór chrześcijanach i laikach, co na tych wyznawcach Allacha, którym do kędzierzawych głów przyszła ochota na głębszą integrację, ...


W tym momencie musiałem przerwać kolekcjonowanie filozoficznych i politycznych przestępstw Freysingera, bo rozdarł się dzwonek.
- Dziękuję, wszystko w porządku – zainicjowałem dialog, pamiętając że ostatnio Maurycy nie był w ogóle ciekawy, jak mi leci.
 - O nic nie pytałem – zabrzmiał głos ciężki od elektryczności. - A propos, ça va?
 Nie zdążyłem udzielić gwarancji w kwestii samopoczucia całej rodziny, bo Maurycy przyśpieszył bez zmiany biegu:
 - Minute sobie czytam i jestem kurwa zły, bo Jebcię gdzieś wywiało i nie mam kogo udusić.


Przypomnę Czytelnikowi, że "Jebcia" w słowniku przyjaciela oznacza jego teściową o bujnym życiu i kupie "partnerów", z których jeden (lub więcej) musiał być ojcem Husi, niczego nieświadomej i wychowanej przez instytucję opiekuńczą. Przypomnę również, że Maurycy jest autorem poglądu, że "należy wytopić wszystkie baby po czerdziestce", który to pogląd podzielam tylko częściowo; ja również zdaję sobie sprawę z faktu, że statystyczna Matka Polka na grubo przed pięćdziesiątką już wie wszystko i bardzo głośno dzieli się tym przekonaniem na wszystkich forach oraz we wszelkich innych okolicznościach, wyjąwszy brzeg rzeki podczas burzy z piorunami i gradobiciem, kiedy to jej mąż może na chwilę pozostać sam (sam na sam z wędką).
- Co cię zaimpresjonowało? – zagaduję prowokująco grzecznie (świnia jestem co nieco, podpuszczając przyjaciela, ale to dla dobra Czytelnika, głodnego zwrotów przystających do rzeczywistości).
- Hervé Morin, to ci coś mówi? - pyta mnie Maurycy, jakby miał do czynienia z Pigmejem, któremu nad lasem jeszcze nigdy nie przeleciał samolot.
- Nasz aktualny minister obrony – odpowiadam, po części z myślą o Czytelniku, który nie wie (bo skąd), że obaj z Maurycym mamy ojczyznę-matkę (Polskę) i ojczyznę-żonę (Francję).
- A czytałeś, jak się minister porwał nagle na samodzielność i, w niezgodzie z aktualną wizją rządu, obwieścił, że "Społeczństwo francuskie uległo głębokim zmianom i muszę was nie bez przykrości zawiadomić, że ono już nie jest wyłącznie białe, wiejskie i chrześcijańskie. Życzyłbym sobie, żeby nie mówić więcej o Francuzach wywodzących się z imigracji, tylko o Francuzach spadkobiercach imigracji, ponieważ są oni nosicielami dziedzictwa, będącego dla naszego narodu bogactwem."?
- "A jeśli my wolimy pozostać biedni..." – odpowiedziałem słowami redaktora Minute.


Zamilkłem, a i Maurycy poświęcił  chwilę na milczenie. Jakby chciał dać Historii czas na zanotowanie akcji i reakcji.


- A wiesz, że minister spraw wewnętrznych, Brice Hortefeux,  ma chęć odbierać obywatelstwo poligamom? - podjął po minucie ciszy (po 10 sekundach, dla porządku).
- A na to Marine Le Pen, jak się nie wydrze: "Tak? A gwałcicieli trzymamy? A ci, co torturują dzieci, zachowają obywatelstwo? Tak samo jak ci, co dają starym do połknięcia sodę kaustyczną?" – dokończyłem, żeby pokazać, że jestem au courant.


Maurycy postanowił nie przerywać licytacji:
- A jak Kouchner, minister spraw zagranicznych, zaczął po aferze z Romami skowyczeć: "Można stwierdzić w odniesieniu do tej populacji ucisk, a nawet niewolnictwo. I to mnie wcale nie bawi. Składając dymisję – pomyślałem sobie - postąpiłbym roztropnie. Ale moje niezadowolenie zderzyło się z realiami", to Rozpuszczalnik słyszał?
- Słyszał – odparłem. - Na co redaktor Minute jeszcze roztropniej zauważył, że te "realia", z którymi Kouchner się zderzył, to samochód służbowy, uczty na koszt podatnika, podróże w pierwszej klasie i wysokie stanowisko dla żoneczki.
- Kurwa - podsumował Maurycy.
- ... mać! - dodałem wstrzemięźliwiej.


- Muszę kończyć – zadeklarował nagle przyjaciel. Gardłowo jakby.
- Jeśli nie masz kogo wysłać po nocnik, mogę poczekać – wyrwało mi się.
- Bardzo śmieszne! - nie docenił żartu Maurycy. - Do drzwi dzwoni. Jeśli to dzieci, to nie dam im marznąć, a jeśli to Jebcia, to odwiedź mnie czasem w więzieniu.


Przyjaciel odłożył słuchawkę. A ja pomyślałem, że może to i lepiej, jeśli zawiesimy męczenie Czytelnika natłokiem wrażeń, od których on jest na szczęście jest jeszcze prawie wolny.
Niech jednak Czytelnik nie myśli , że mu się upiecze. Zwłaszcza, że różnym durniom w kraju marzy się to wspomniane przez Hervé Morina pozaeuropejskie "bogactwo".


Aha, w tytule figuruje oscypek.
W istocie, zanim zadzwonił Maurycy, zatrzymałem oko na trasmitowanym przez TVP POLONIA porannym programie "Bity konik towarzyski".
W rzeczywistości była to "Bita śmietanka towarzyska", ale uważam swoją nazwę za bardziej adekwatną.
I niech mi oscypek wybaczy, że go w to mieszam.
Bo też co mam zrobić? Zamienić go na serek biały homogenizowany?