Przyglądam się stronie internetowej, na której zapowiada się nowość pod starą nazwą WPROST, kiedy telefon zaczyna się jakby drapać i w końcu dzwoni.
- Cześć - przystawiam się ostrożnie do słuchawki.
- Jadłeś już? Możesz dzwonić na policję, żeby mnie za jakieś dziesięć minut zabrali?
Po diabła Maurycy pyta, czy jadłem, jeśli nie czeka na odpowiedź. Postanawiam poduczyć go na odcinku form.
- Jadłem, dziękuję.
- A co mnie to obchodzi ? To co, wysyłasz policję?
- Dlaczego dopiero za dziesięć minut?
- Bo udusić Jebcię mógłbym w parę sekund, ale chcę mieć przyjemność.
Nastawiam uszu - chodzi o teściową Maurycego. Kobietę, której nieobce były żadne rozkosze tego świata, oprócz przyjemności noszenia majtek. Hipiskę jeszcze dzisiaj, tyle lat po tym, jak nad ostatnim skatalogowanym hipisem przestały unosić się muchy. Miłośniczkę błota, znawczynię przystanków Woodstock i przystanków autobusowych. Autorkę i jedyną wykonawczynię piosenki
"Czekam na Usa, czekam na bluesa, aha // ale mam Rusa, co zdrowo rusa, aha", amatorkę mężczyzn, którzy kolektywnie zostawili jej dziecko, a ona to dziecię - instytucji opiekuńczej.
Kiedy Maurycy żenił się z Husią, nie miał pojęcia o istnieniu i osiągnięciach moralnych biologicznej babci jego córek.
- Jeśli chcesz dusić babunię - odpowiadam - to przyjadę na pięć minut przed policją i schowam się za kotarą. Też mam prawo do rozrywki.
- Stoi - przyklepał układ Maurycy. - Ale będziesz współwinny.
Postanawiam dać sobie trochę czasu.
- A co, czcigodna mamusia znowu dokazuje?
- Dokazuje? - zaczyna dymić się ze słuchawki - Jak ta dżuma pojechała do Owsika, czy jak mu tam, to poprosiłem córki, żeby się zastanowiły nad klepsydrą dla babci, bo byłem kurwa pewny, że stara się naćpa i znajdą ją w błocie, …. a tu rano widzę, jak Jebcia w pełnej formie wyciska sobie w hallu wągra, a dzieciątka się chwalą, że "babcia im zaprenumerowała WPROST, bo babcia kocha się w Hołdysie".
- Od kiedy się kocha?
- Wygląda na to, że zaczęła, zanim jeszcze Zbysio przybrał na wadze.
- Ale nie będziesz chyba dusił przy córkach? - upewniam się pro forma.
- Wypędziłem Husię z gówniarami do kina pod pretekstem, że babunia musi się zregenerować na kanapie.
- A wiesz chociaż, kto tam w tej nowej redakcji jest oprócz Hołdysa? - polewam barbecue oliwą. Prosto z butelki.
- Kurwa kto ? - wietrzy złe nowiny Maurycy.
- Lis, jako naczelny....
-
Chodzi lisek koło drogi - złowróżebnie nuci telefon.
- Środa Magdalena - chlustam już nie oliwą, tylko środkiem do zmywania podłóg w farbiarni - i Najsztub.
- Ja … - odpowiada mi cisza, zakończona sekwencją chrapliwych dźwięków zawartych między "p" i "ę".
- To co, policja za dziesięć minut, a ja za pięć?
- Policja za pół godziny.
The show must go on! Jak najdłużej.
Dzwonię za pół godziny.
- Już ci go daję - poznaje mnie Husia.
- Mam nadzieję - nie pozwalam jej odejść - że nie zbudziłem starszej pani....
- Starszej pani? Mamusia wyjechała wcześnie rano - dziwi się Husia i słyszę jej obcasy na parkiecie.
- Czyli babci Jebci nie ma - cedzę konstat na dźwięk sapania.
- Ale z prenumeratą to prawda.
- I duszenia nie będzie - kontynuuję cedzenie.
- Pomarzyć nie wolno? - grzecznie odpowiada Maurycy.
A ja jestem pewien, że Husia stoi pytająco obok i stąd wypowiedź przyjaciela jest wolna od wtrętów starosłowiańskich, mylnie branych za łacińskie.