Czasem dzwonię do Rozpuszczalnika.
A on uparł się niektóre rozmowy publikować (coś wspomina o armatach z zatoki Saint-Tropez).
Ostatecznie, dlaczego nie ?!


sobota, 8 sierpnia 2015

Kapelan Sowa na trupie





Przeglądałem właśnie na Onecie publikację "Ks. Sowa: z prezydenta Komorowskiego uczyniono apostatę", kiedy zadzwonił mój, na ogół mało zważający na słowa, przyjaciel Maurycy. Jak zwykle pominął, nikomu w gruncie rzeczy niepotrzebne pytania o samopoczucie rodziny, kota i mnie samego, i z miejsca zainteresował się kwestią, czy ja pamiętam serial Kapitan Sowa na tropie
Każdy pamięta. Pod warunkiem, że w 1965 r. miał dostęp do telewizora i znał więcej niż 200 słów po polsku, co dzisiaj nie wydaje się częste.


Zacząłem pospiesznie kojarzyć i domyślać się przyczyn telefonu.

- OK, Maurycy - podjąłem negocjacje - ale obiecaj, że nie użyjesz słowa "katabas"...

- Nie użyję - zgodził się po sekundzie namysłu przyjaciel. - Zastąpię "kapelanem".

Przeniosłem się z komórką do fotela, pozostawiając popielniczkę na stole (rzuciłem palenie parę lat temu).

- Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z ciągiem dalszym serialu - przystąpił do wyjaśnień Maurycy. - Patrz, jak to widzę, żebyś mógł w najbliższych miesiącach porównać moją wizję z rzeczywistością. Ten ciąg dalszy będzie miał tytuł "Kapelan Sowa na trupie". Pierwszy odcinek serialu został zarejestrowany w kościele ss. Wizytek, w formie luterańskiej mszy, w ramach której agenci Julii Brystygierowej oddali się bluźnierczo-bałwochwalczej liturgii na rzecz Komorowskiego z familią. Teksty czytała Pszczółka Maja, a Konstanty Andrzej Skrzypiec grał na kulkach.

- Maurycy! - wydarło się ze mnie zgorszone sprostowanie. - Niezupełnie tak było. Msza nie była luterańska, tylko jeden z księży koncelebrantów nazywał się nomen omen Luter. Wątpię, aby Krwawa Luna zdążyła wetknąć do seminariów duchownych agentów w osobach ks. Seniuka i pozostałych "księży patriotów", prześcigających się (bez upoważnienia) w przepraszaniu za "wiele niesprawiedliwości" Kościoła wobec byłego prezydenta. Czytała nie Pszczółka Maja, tylko aktywna w "otwartym" Kościele Maja Komorowska, a grał nie Skrzypiec na kulkach, tylko Kulka na skrzypcach.

- Widzę, że reagujesz politycznie poprawnie i prezentujesz humorek pierwszego stopnia. Jak byś chciał wetknąć naszą rozmowę do sieci - zadrwił wyrozumiale Maurycy. - To napisz jeszcze, że producentem będzie cadyk Smolar z Fundacji Batorego, że reżyserował będzie Michnik, a żonę Bula, ze względu na wagę, grać mają dwie siostry Wizytki.
- Niech będzie - skwitowałem wywód z przekonaniem niekoniecznie zerowycm - ale dlaczego kapelan Sowa ma być nie na tropie, tylko "na trupie"?
- A niech widz ma wybór między trupem politycznym Bulem i trupem duchownym Sową, jako kapelanem Gazety Wyborczej.
- Ale to już nie nasze zmartwienie - wyrwało się nam jednocześnie i zaraz po tym usłyszeliśmy dziwny obcy śmiech, tak jak byśmy na linii nie byli sami.
- Przewrażliwienie! - skonkludowaliśmy obaj.
Ale tym razem w myśli.