Przeglądałem
właśnie na Onecie publikację "Ks. Sowa: z prezydenta Komorowskiego uczyniono apostatę", kiedy zadzwonił mój, na ogół mało zważający na słowa,
przyjaciel Maurycy. Jak zwykle pominął, nikomu w gruncie rzeczy
niepotrzebne pytania o samopoczucie rodziny, kota i mnie samego, i z miejsca zainteresował się kwestią, czy ja pamiętam serial Kapitan
Sowa na tropie.
Każdy
pamięta. Pod warunkiem, że w 1965 r. miał dostęp do
telewizora i znał więcej niż 200 słów po polsku, co dzisiaj nie
wydaje się
częste.
Zacząłem
pospiesznie kojarzyć i domyślać się przyczyn telefonu.
-
OK, Maurycy - podjąłem negocjacje - ale obiecaj, że
nie użyjesz słowa "katabas"...
-
Nie użyję - zgodził się po sekundzie namysłu przyjaciel. -
Zastąpię "kapelanem".
Przeniosłem
się z komórką do fotela, pozostawiając
popielniczkę
na stole (rzuciłem
palenie parę
lat temu).
-
Wszystko wskazuje na to, że mamy do czynienia z ciągiem dalszym
serialu - przystąpił
do wyjaśnień
Maurycy. - Patrz, jak to widzę, żebyś mógł w najbliższych
miesiącach porównać moją wizję z rzeczywistością. Ten ciąg
dalszy będzie miał tytuł "Kapelan Sowa na trupie".
Pierwszy odcinek serialu został
zarejestrowany w kościele ss. Wizytek, w formie luterańskiej mszy,
w ramach której agenci Julii Brystygierowej oddali się
bluźnierczo-bałwochwalczej
liturgii na rzecz Komorowskiego z familią. Teksty czytała Pszczółka
Maja, a Konstanty Andrzej Skrzypiec grał na kulkach.
-
Maurycy! - wydarło się ze mnie zgorszone sprostowanie. -
Niezupełnie
tak było.
Msza nie była luterańska, tylko jeden z księży
koncelebrantów
nazywał
się
nomen omen Luter.
Wątpię, aby Krwawa Luna zdążyła wetknąć do seminariów
duchownych agentów w osobach ks. Seniuka i pozostałych "księży
patriotów", prześcigających się (bez upoważnienia)
w przepraszaniu za "wiele niesprawiedliwości" Kościoła
wobec byłego
prezydenta. Czytała nie Pszczółka Maja, tylko aktywna w "otwartym"
Kościele Maja Komorowska, a grał nie Skrzypiec na kulkach, tylko
Kulka na skrzypcach.
-
Widzę, że reagujesz politycznie poprawnie i prezentujesz humorek
pierwszego stopnia. Jak byś
chciał wetknąć naszą rozmowę do sieci - zadrwił wyrozumiale
Maurycy. - To napisz jeszcze, że producentem będzie cadyk Smolar z
Fundacji Batorego, że reżyserował będzie Michnik, a żonę Bula,
ze względu
na wagę,
grać mają
dwie siostry Wizytki.
- Niech będzie - skwitowałem wywód z przekonaniem niekoniecznie zerowycm - ale dlaczego kapelan Sowa ma być nie na tropie, tylko "na trupie"?
- A niech widz ma wybór między trupem politycznym Bulem i trupem duchownym Sową, jako kapelanem Gazety Wyborczej.
- Ale to już nie nasze zmartwienie - wyrwało się nam jednocześnie i zaraz po tym usłyszeliśmy dziwny obcy śmiech, tak jak byśmy na linii nie byli sami.
- Przewrażliwienie! - skonkludowaliśmy obaj.
Ale tym razem w myśli.
- Niech będzie - skwitowałem wywód z przekonaniem niekoniecznie zerowycm - ale dlaczego kapelan Sowa ma być nie na tropie, tylko "na trupie"?
- A niech widz ma wybór między trupem politycznym Bulem i trupem duchownym Sową, jako kapelanem Gazety Wyborczej.
- Ale to już nie nasze zmartwienie - wyrwało się nam jednocześnie i zaraz po tym usłyszeliśmy dziwny obcy śmiech, tak jak byśmy na linii nie byli sami.
- Przewrażliwienie! - skonkludowaliśmy obaj.
Ale tym razem w myśli.